
- Już widzę to liczenie: „Dudek – 12 w sześciu startach, młodzież chociaż ze dwa, Kvech jakiś zabłąkany jeden… To będzie razem 15. Dla Michelsena, Lamberta, Sajfutdinowa zostaje 22 do magicznej granicy 37 punktów, dającej mistrzostwo Polski. Czyli po 7 i jedna trzecia na łebka. Trochę dużo, cholera… Ale, zaraz, zaraz, a może Dudek 13, młodzież 3, a Kvech 2? To będzie 19 dla reszty, czyli 6,333 na twarz. O, to już dużo lepiej! A jeśli któryś z tej trójki szarpnąłby się na dychę w sześciu startach? To na dwóch pozostałych zostaje już tylko po 4,5…”. I tak dalej, i tak dalej. A prawda jest taka, że żużel bywa nieobliczalny. Zapewne wielu kibiców robiło sobie już takie wyliczenia przed pierwszym finałowym meczem - pisze Piotr Bednarczyk przed rewanżowym meczem finałowym PGE Ekstraligi.
„Matematyki nie lubiłem już od zerówki” – przyznał kiedyś w chwili szczerości nasz wielki żużlowy mistrz Bartosz Zmarzlik. I – paradoksalnie – ta niechęć do liczenia może mu tylko pomóc przed rewanżowym meczem finałowym PGE Ekstraligi, w którym jego Motor musi odrobić do Pres Grupy Deweloperskiej aż 18 punktów. Bo tu nie ma co liczyć, tu trzeba po prostu jechać – i to na maksa.
Co robią fani jednej i drugiej drużyny od niedzielnego wieczoru? Jak znam życie, zapewne ich kalkulatory już się grzeją. Też tak robiłem przez lata, a potem śmiałem się sam z siebie. Obiecałem sobie nawet, że już nigdy więcej, ale nie zdziwię się, jak się złamię i też zacznę liczyć. Najpóźniej w niedzielę rano.
Już widzę to liczenie: „Dudek – 12 w sześciu startach, młodzież chociaż ze dwa, Kvech jakiś zabłąkany jeden… To będzie razem 15. Dla Michelsena, Lamberta, Sajfutdinowa zostaje 22 do magicznej granicy 37 punktów, dającej mistrzostwo Polski. Czyli po 7 i jedna trzecia na łebka. Trochę dużo, cholera… Ale, zaraz, zaraz, a może Dudek 13, młodzież 3, a Kvech 2? To będzie 19 dla reszty, czyli 6,333 na twarz. O, to już dużo lepiej! A jeśli któryś z tej trójki szarpnąłby się na dychę w sześciu startach? To na dwóch pozostałych zostaje już tylko po 4,5…”.
I tak dalej, i tak dalej. A prawda jest taka, że żużel bywa nieobliczalny. Zapewne wielu kibiców robiło sobie już takie wyliczenia przed pierwszym finałowym meczem. Jestem ciekaw, ilu z nich założyło to, że nasi juniorzy zdobędą 9+1 punkt, a lubelscy 3? I tyle w temacie liczenia. Choć zabawa fajna, to do niczego nieprzydatna. Można się jedynie na koniec pośmiać, jeśli ktoś ma do siebie dystans.
W zeszłym tygodniu napisałem, że torunianom przydałoby się trochę fuksa, który towarzyszył im w poprzednich latach w decydujących momentach, gdy walczyli o brązowe medale. No i wygadałem. To znaczy wygadałem Motorowi. Może fuks to niezbyt fortunne określenie, ale brak szczęścia dla rywala, który pojawił się w postaci kontuzji Wiktora Przyjemskiego, pasuje jak najbardziej. W pełni zdrowia najlepszy polski junior na pewno zdobyłby więcej punktów niż dwa i mecz skończyłby się dużo korzystniejszym wynikiem dla obrońców tytułu.
A biorąc pod uwagę fakt, że w poprzednich spotkaniach przegrywaliśmy w Lublinie 35:55 (2025), 37:53 i 31:59 (2024), 31:59 i 41:49 (2023), 35:55 i 36:54 (2022) oraz 39:51 (2021), Motor byłby w zupełnie innej sytuacji przed rewanżem. Bo torunianie toru w Lublinie nie znoszą, podobnie zresztą, jak lublinianie Motoareny. Ot, taki finałowy paradoks. I ostrzeżenie dla tych, którzy już wieszają na piersiach torunian złote medale. Na osiem ostatnich wyjazdowych spotkań Aniołów z Motorem pięć razy wynik dałby w najbliższą niedzielę mistrzostwo lublinianom.
Dlatego wszystko jest jeszcze możliwe, co tylko zwiększa emocje w trakcie oczekiwania na niedzielny mecz. Cokolwiek by się nie napisało w zapowiedzi, ryzykuje się ośmieszeniem. Ryzykowny jest każdy przewidywany wariant. Na przykład: „zadecyduje początek meczu, jeśli wyjdzie on torunianom, to już nie wypuszczą z rąk okazji (albo – jeśli wyjdzie lublinianom, to pójdą za ciosem i odrobią straty)”. W takim przypadku proponuję spojrzeć na pierwszy finałowy mecz Metalkas 2. Ekstraligi. Polonia Bydgoszcz prowadziła u siebie z Unią Leszno po dziesięciu biegach różnicą już 14 punktów, a skończyło się na remisie. Zresztą – daleko nie szukać. W zeszłorocznym półfinałowym (też pierwszym) meczu w Toruniu Apator przez trzema ostatnimi wyścigami remisował z Motorem, a trzy ostatnie biegi wygrał podwójnie i nagle wypracował sobie solidną, 12-punktową zaliczkę (ostatecznie zmarnowaną).
Dlatego zamiast męczyć się życiem w niepewności lepiej chyba sobie powspominać fajne chwile z pierwszego spotkania. A było to widowisko naprawdę na miarę finału. Trudno wybrać ten najlepszy moment. Gdyby jednak ktoś mnie do tego podstępnie zmusił, to wybrałbym 12. bieg. Przypomnę, że jechali w nim Kvech i Kawczyński (nasza eksportowa para, po 5:1 ze Spartą i Motorem!) po stronie Presu oraz Lindgren i Bańbor ze strony Motoru. Lindgren szybko wykluczył się sam, a w powtórce nieoczekiwanie do przodu wyskoczył Bańbor. A później Kvech (U24) i Kawczyński (junior) dali taki popis jednoczesnych ataków na rywala i nieprzeszkadzania sobie przy okazji, że ten bieg każdy szanujący się trener powinien nagrać i puszczać swoim zawodnikom do znudzenia. Nawet tym największym mistrzom, jak choćby Nickiemu Pedersenowi. Choć nie, z tym ostatnim mnie poniosło, tu na naukę jest już chyba za późno. Ale lekcja od „profesorów” Kvecha i Kawczyńskiego innym żużlowcom mogłaby naprawdę się przydać.
Autor: Piotr Bednarczyk
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Obserwuj nas na Facebooku oraz Instagramie.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.