Ekstraliga Żużlowa ogłosiła wyniki plebiscytu na najlepszych swoich zawodników. Tym razem, po długiej przerwie, ogromny udział przy odbiorze statuetek „Szczakieli” mieli żużlowcy z Torunia. Skoro jednak zespół po 17 latach przerwy sięgnął po mistrzostwo Polski, trudno było oczekiwać czegoś innego. Złoto przecież nie wzięło się z niczego.
Najlepszym polskim żużlowcem kibice uznali Patryka Dudka z PRES Grupy Deweloperskiej Toruń. Od początku wiadomo było, że kandydatów do tej nagrody jest dwóch – on i Bartosz Zmarzlik. Średnią biegową (2,643) zawodnik Motoru miał wprawdzie nieco wyższą niż torunianin (2,363), ale zaważyło coś innego.
W pierwszym meczu finałowym na Motoarenie Dudek zdobył 13 pkt w pięciu biegach, w rewanżu – 12+2 w sześciu. Zmarzlik miał podobny wynik: najpierw w Toruniu 13 w sześciu, potem u siebie 12+1 w pięciu. Czyli dzielił ich raptem jeden bonus na korzyść torunianina.
Obaj we wcześniejszych meczach nie zawodzili, więc pewnie zadecydowała końcowa lokata całej drużyny. Dlatego – choć może nie jestem do końca obiektywny – zgadzam się z werdyktem kibiców.
Co ciekawe, różnica w głosowaniu (49,85 proc. do 29,93 proc. na korzyść „Duzersa”) była naprawdę spora. No cóż, Zmarzlik trochę sam sobie winien – wcześniej przyzwyczaił kibiców, że w lidze „bierze wszystko”. Teraz mu się to nie udało, więc musiał pogodzić się z brakiem kolejnego „Szczakiela”.
Bez sprzeciwu przyjąłem też triumf Brady’ego Kurtza ze Sparty Wrocław w klasyfikacji najlepszego zawodnika zagranicznego. Wyprzedził Michaela Jepsena Jensena z GKM-u Grudziądz i Mikkela Michelsena z PRES Grupy Deweloperskiej. Do tych lokat również trudno się przyczepić.
Wprawdzie lepszą średnią od całej tej trójki „wykręcił” Artiom Łaguta, ale to przecież z krwi i kości... Rosjanin z polskim obywatelstwem, traktowany jako zawodnik krajowy – podobnie jak nasz Emil Sajfutdinow. Obaj więc w tej kategorii nie rywalizowali.
Wśród juniorów również dyskusji być nie mogło. Wiktor Przyjemski z Motoru mógłby przecież z powodzeniem jeździć jako senior – uzyskał ósmą (2,15) średnią w całej PGE Ekstralidze.
Drugie miejsce Damiana Ratajczaka z Falubazu także nie było zagrożone, a co więcej – przegrał z Przyjemskim o włos. W tej klasyfikacji zabrakło miejsca dla torunian, z czym trudno polemizować. Ale w przyszłym roku... kto wie?
Niektórzy zdziwili się, że rywalizację w kategorii „niespodzianka roku” wygrał Patryk Dudek. W końcu to od lat krajowa czołówka. Niby prawda, ale w tym roku „wyskoczył” z formą niesamowicie. Można się było obawiać, że nasz zawodnik pomału dryfuje ku drugiej linii, a tu taka niespodzianka – został niezaprzeczalnym liderem Drużynowego Mistrza Polski! Werdykt więc jak najbardziej się broni, choć jego przewaga nad drugim w zestawieniu Brady’m Kurtzem była niewielka.
Co innego w klasyfikacji na najlepszego trenera. Menedżer mistrzów, Piotr Baron, rozbił całkowicie bank, zdobywając więcej głosów niż pozostała siódemka kandydatów razem wzięta. Właściwie nie ma tu czego komentować. Można jedynie dodać, że drugie miejsce zajął inny „nasz człowiek” – Robert Kościecha, aktualnie pracujący w GKM-ie Grudziądz. Też jak najbardziej zasłużenie.
A jeśli komuś jeszcze mało toruńskich akcentów, dodajmy, że najlepszym wyścigiem sezonu uznano (tym razem decydowali dziennikarze Canal+, a nie kibice) 12. bieg finałowego meczu w Toruniu, w którym Jan Kvech i Antoni Kawczyński po niesamowitej walce i pokazie współpracy na torze podwójnie pokonali Bartosza Bańbora.
Piałem zresztą z zachwytu nad tą rywalizacją jakieś trzy felietony temu. Muszę przyznać, że patrząc na kandydujące do zwycięstwa wyścigi, miałbym spory dylemat. Bo jak tu porównać wzorcową parową jazdę Kvecha i Kawczyńskiego do „tasowania się” przez bite cztery okrążenia Fredrika Lindgrena i Przemysława Pawlickiego?
Jak na tym tle wypada fantastyczne odebranie Zmarzlikowi prowadzenia tuż przed metą w finale w Lublinie przez Roberta Lamberta – mające podwójny wymiar, bo wpływające nie tylko na wynik, ale i na morale obu ekip?
I takich perełek biegowych w tym roku było mnóstwo. Najważniejsze, że w większości z nich maczali palce torunianie. A to oznacza, że jeździli nie tylko skutecznie, ale i efektownie. Nic dziwnego, że ta zima będzie się kibicom Aniołów dłużyła jak żadna inna.
Autor: Piotr Bednarczyk
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Obserwuj nas na Facebooku oraz Instagramie.

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie