
- Miałem dwa alternatywne warianty. Wybrałem odpowiedzialnie. Widocznie tak musiało być. Widocznie to miasto nie cierpi żadnego sprzeciwu i nie chce znaleźć kompromisu. Nie pasowałem do tej Rady, do tej układanki, byłem zagrożeniem, jako człowiek niezależny o wyrazistych poglądach. Nie miałem ochoty na kilkuletnie procesy, udowadnianie, że nie jestem wielbłądem i kolejne stresy dla rodziny i dla siebie. Nie chciałem dać moim przeciwnikom satysfakcji z obserwowania tej walki. Starczy - mówi w wywiadzie dla „Oto Toruń” Maciej Karczewski, toruński przedsiębiorca i były toruński radny.
Oto Toruń: Z perspektywy czasu, jak pan ocenia to co się stało w ostatnich miesiącach. Warto było?
Maciej Karczewski: Każdy ma swój rubikon. Namawiano mnie, żeby kandydować do różnych gremiów i organów elekcyjnych od wielu lat. Dostawałem propozycje przed wyborami parlamentarnymi, samorządowymi czy do rad okręgów. Politycy twierdzili, że jestem osobą, która ma potencjał, żeby zdobyć wiele głosów. Przez wiele lat twierdziłem, że to nie jest ten moment, ale teraz było inaczej, przekonał mnie ruch obywatelski, oddolny. Pomyślałem - ile mogę się jeszcze zastanawiać? Może przegapię swoją szansę?
Dostałem ciekawą propozycję od dużego ugrupowania, ale postanowiłem już dawno, że nigdy nie będę wchodził do samorządu z list partii politycznych. To mój cel w życiu społecznym - nie byłem, nie jestem i nie będę członkiem partii politycznej. Nigdy. Amen. Potem była oferta z prawej strony sceny politycznej, gospodarczo i biznesowo ciekawej, ale oni byli zbyt radykalni światopoglądowo, a to nie do końca jest mój świat. No i pojawił się w końcu pomysł pewnej modernizacji i rozszerzenia formuły „Czasu Mieszkańców”. To grupa moich znajomych od lat. Wszyscy wzięliśmy się z mniejszych lub większych walk i sporów z magistratem. Z protestu przeciw tak funkcjonującemu miastu. No i w końcu został założony komitet "My Toruń". Trochę się śmieje, że jesteśmy wszyscy politycznymi dziećmi polityki Michała Zaleskiego.
No i apetyty tych „dzieci” w trakcie kampanii były spore…
Tak. Zakładałem, że jeśli będą te same osoby, doświadczeni radni Sylwia Kowalska, Maciek Cichowicz, od lat zaangażowani społecznicy i założyciele wielu organizacji pasjonaci, a do tego kilka innych rozpoznawalnych osób, to będziemy świeżą siłą, realną alternatywą, a wynik może być jeszcze lepszy. Zależało mi na tym, żeby np. w moim okręgu pokazać ludzi, którzy już w życiu coś osiągnęli - przedsiębiorcy, społecznicy, animatorzy sportu, a nie sportowi celebryci czy zaangażowane kobiety. Dlatego teraz w moje miejsce wszedł do Rady Miasta były dyrektor V LO Józef Wierniewski. To nie jest człowiek, który do wyborów idzie po coś, ale idzie z czymś. To rzadkość w Toruniu. On tę Radę bardzo wzbogaci swoim dorobkiem, doświadczeniem, umiejętnością prowadzenia sporu na argumenty. Trochę też rozumiem, dlaczego porozumiał się z Koalicją Obywatelską. Pan dyrektor przez wiele lat zarządzał i organizował pracę, dlatego chciałby mieć teraz na coś wpływ, a jako jedyny radny z ruchu „MyToruń” nie miałby takiej możliwości. Zapewniam, że działać nie przestanie.
Ale wróćmy do tematu kampanii.
Słusznie. Uważam, że zrobiliśmy wiele błędów w tej kampanii. Zastanawiam się, czy zmiana nazwy była dobrym pomysłem. Zrobiliśmy to, bo chcieliśmy się odciąć od mitu „Czasu Mieszkańców”, który żyje często w przekazie medialnym tylko sprawami dot. zieleni i środowiska. Chcieliśmy pokazać, że to już większa i kompletna idea dla całego miasta, dla biznesu, dla oświaty, dla sportu. Pokazać, że my potrafimy reprezentować cały Toruń. Może to był pijarowy błąd? Teraz pewnie nie zmienilibyśmy już nazwy.
Ostatecznie udało się wprowadzić tylko jednego radnego.
A liczyliśmy na cztery mandaty. No cóż, trzeba jasno przyznać, że te wybory zwyczajnie przegraliśmy. Tu nie ma co gadać. Chcieliśmy wprowadzić do Rady Miasta rajcę z każdego okręgu. Zakładaliśmy, że uda się wejść do Rady Sylwii Kowalskiej, Maciejowi Cichowiczowi, kandydatowi na Bydgoskim oraz komuś z Wrzosów i Chełmińskiego. Niestety na cztery dni przed zamknięciem listy tzw. jedynka z Bydgoskiego odmówiła startu. To nam mocno pomieszało plan na tę kampanię, ale takie jest życie. Teraz to już wiem. Nie chcę mówić, kto to był. Ta osoba prosiła, żeby tego nie opowiadać. Ale są sytuacje, na które nie mamy wpływu…
Jedna z konferencji prasowych podczas ostatniej kampanii wyborczej w Toruniu. Maciej Karczewski na głównym planie, a w tle społecznicy z komitetu "My Toruń".
Dotknął pan w końcu tego, co próbował przez wiele lat. Dostał się do Rady, ale potem nieoczekiwanie oddał mandat. Teraz już kurz opadł. Chyba pora na małe podsumowanie.
Tak. Potrzebowałem trochę czasu, żeby wrócić. Nie ukrywam, że te pół roku przed wyborami i po wyborach wiele mnie nauczyło. Miałem inne wyobrażenie na temat pracy jako radny, inaczej wyobrażałem sobie politykę.
Tak bardzo inne?
Muszę przyznać, że byłem trochę naiwny. Uważam się za człowieka idei, chciałem realnie zmienić Toruń. Nie chciałem budować wszędzie świateł, a ronda. Nie chciałem wycinać drzew tylko je sadzić, pozyskiwać inwestorów i biznesu, a nie go niszczyć. Szkolić naszych toruńskich sportowców, a nie kupować innych, co widać w składach naszych niektórych ligowych drużyn. Tu nie ma wychowanków, w żużlu nawet nie ma Polaków! Zmniejszać długi, a nie zaciągać kolejne, na spłatę poprzednich, bo to nie jest dobre dla gospodarki. Idąc do Rady mogłem na tym tylko stracić czas, pieniądze i pewną grupę pacjentów, którzy mogli ze względów na różnice w spojrzeniu na miasto poszukać innego faceta, któremu "powierzyliby swoje oczy". Tak się nie stało! Teraz już wiem, że klienci i pacjenci ze mną zostali. Bardzo, ale to bardzo im za to dziękuję. Po drugie zmierzyłem się z mitem „logo” partyjnego. Naklejka partyjna jest dla Polaków ciągle najważniejsza. Dorobek i nazwiska są na kolejnych miejscach, głosujemy w większości na ugrupowania i celebrytów, nie na konkretnych ludzi. To smutne, ale tak niestety jest. No i ostatnim - trzecim - elementem jest polaryzacja sceny politycznej. Trwająca od lat wojna polsko-polska doprowadziła do tego, że potworzyliśmy sobie własne obrazy wrogów i głosujemy „przeciwko” nim. Kiedy mamy kandydata, który może coś zaproponować, ale może być także kolejnym „wrogiem”, to wybieramy starego „przyjaciela”. W ten sposób idziemy do systemu dwupartyjnego. W tych wyborach ruchy miejskie w całej Polsce poległy. Oczywiście mogliśmy zrobić więcej np. wprowadzić na listy celebrytów. Tym wygrywają inne komitety. Nie chcę teraz mówić źle o moich kolegach z Rady. Jednak wydaje mi się, że zdecydowanie większą wartością dla Torunia byliby w Radzie np. Sylwia Kowalska, Maciek Cichowicz czy Paweł Kołacz niż mało znający realia urzędu i miejskiej codzienności celebryta. Niestety mieszkańcy wybierają nie ludzi, lecz medialne nazwiska. Tych którzy są znani z tego, że są znani. Tak to niestety działa. W sumie mnie to wszystko coraz mniej dziwi. Polacy czytają dwie książki w roku, kupują gazetę głównie dla obrazków, w portalach internetowych czytamy dwa-trzy zdania i patrzymy na zdjęcia czy filmiki. Gdzie tu miejsce na dyskusję o programach, pomysłach?
Ale tacy jesteśmy.
Tak. Teraz to już wiem. Smutne to, ale prawdziwe.
Sporo się mówiło o pana rezygnacji. Ta podstawowa przyczyna to?
Miałem dwa alternatywne warianty i dwie różne drogi. To kwestia priorytetów. Jedna to moja ambicja i chęć działania dla miasta, zmian, czyli walka o zachowanie mandatu w sądach. Druga to spokój mojej rodziny i interes firmy. Dlatego jako odpowiedzialny ojciec i przedsiębiorca wybrałem tę drugą opcję. Widocznie tak musiało być. Nie chciano pójść na kompromis, nie szukano rozwiązania, tylko znajdowano przeszkody. Widocznie to miasto nie cierpi żadnego sprzeciwu i nie chce znaleźć wspólnej drogi. Tak naprawdę chodziło o zmianę imienia w fakturze na wynajem lokalu. Coś co jest drobiazgiem, tu było narzędziem do pozbycia się opozycji w Radzie. Jak mawiał mój Tata: „synu, tam gdzie cię chcą, chodź rzadko, a tam gdzie cię nie chcą, nie chodź wcale”. Nie pasowałem do tej Rady, do tej układanki, byłem zagrożeniem, jako człowiek niezależny o wyrazistych poglądach. Nie miałem ochoty na kilkuletnie procesy, udowadnianie, że nie jestem wielbłądem i kolejne stresy dla rodziny oraz dla siebie. Nie chciałem dać moim przeciwnikom satysfakcji z obserwowania tej walki. Starczy. Nie muszę być radnym, może to trywialne, ale wolę być zaangażowanym ojcem i odpowiedzialnym szefem, który prowadzi firmę, płaci podatki, zatrudnia współpracowników, odpowiada za ich i własny los oraz ekonomiczny sukces. Polityka to jest zamknięty rozdział, ale nie chciałbym, żeby moje odejście było nazywane ucieczką. To tak nie było.
Józef Wierniewski (z lewej) zastąpił Macieja Karczewskiego w Radzie Miasta.
Co dalej? Będzie pan patrzył z boku i komentował?
Po takim odejściu musiałem trochę odpocząć i poukładać sobie w głowie pewne sprawy. Nie ukrywam, że po tych wyborach dowiedziałem się na kogo w moim środowisku mogę liczyć, kto jest sprawdzony w walce, a kto jest jedynie „poklepywaczem" i klakierem. Wiem już także, kto tak naprawdę rządzi miastem, a kto jest tylko ładnie podaną i udekorowaną pacynką. Jedno i drugie to bezcenne doświadczenie.
Co teraz będę robić? Jeżeli mieszkańcy Torunia będą tego chcieli, to będę obserwatorem i być może komentatorem niektórych wydarzeń. Strasznie spodobała mi się gra słowem i cykliczne publikowane felietonów. Na pewno będę chciał być osobą, która jest zaangażowana w życie miasta. Pragnę łączyć i „sklejać”, a nie dzielić. Przez te kilka miesięcy i w trakcie obrad Rady Miasta zauważyłem, że cały czas dzielą tam ludzi. Mówi się szumnie o współpracy i symbiozie, a tak naprawdę zarządzanie odbywa się przez konflikt. Jest w Toruniu pewna grupa ludzi i ich interesów, które są uzależnione od innych osób. Oni dzielą się między sobą wyborczymi „fruktami”, wyświadczają sobie nawzajem przysługi, rozdają stanowiska, etaty i załatwiają swoje sprawy. Uwierzcie mi, że ja mam z czego żyć i nie jestem zainteresowany robieniem kariery politycznej dla finansowego interesu, diety radnego, stanowiska w jakiejś radzie nadzorczej dla żony czy etatu gdzieś w urzędzie dla syna. Nie chcę brać udziału w tych interesikach. Ja mogę na tym wejściu do polityki tylko stracić czas, pieniądze, prywatność czy niezależność, a przede wszystkim szacunek i uznanie pacjentów. Chciałbym być głosem sumienia tego miasta. To jest moje marzenie. Czy to się uda? Nie wiem, czy ktoś chce w Toruniu słuchać głosu sumienia, ale taki jest teraz mój cel.
Będzie pan jeszcze startował w wyborach?
Na dzisiaj szczerze wątpię. Ale zobaczymy, bo podobno tylko krowa nie zmienia poglądów. Aczkolwiek poziom mojego rozczarowania polityką jest bardzo duży, więc będzie to dla mnie bardzo trudne. Myślę, że wolę pozostać cenionym optometrystą, tatą i początkującym felietonistą.
W restauracji hotelu Filmar rozmawiał Tomasz Kaczyński.
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Polub nas na Facebooku
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Piszę poważnie, ufam że Pan Maciej nie zatraci ducha walki i będzie Pan REALNYM KANDYDATEM NA PREZYDENTA TORUNIA !!! potrzeba ludzi zdolnych i odważnych takich na wzór Donalda Trumpa.
Nie chcę by moim miastem rządził kolejny "element" politycznej ukladanki, bez pomysłów, by tylko przetrwać kolejną kadencję, ja chcę człowieka z pomysłem by to miasto miało wartość !!!
Maciej Karczewski na Prezydenta Torunia !!!!
Mam nadzieje ze jeszcze będzie startować
Może p.Maciej na stanowisku prezydenta spowoduje napływ inwestycji, nowych miejsc pracy o godnej płacy, na które nasze miasto zasługuje. Z pewnością Jego doświadczenie w biznesie przyniosłoby efekty w tej sferze. Ponieważ pod tym względem to niestety bryndza nadal w Toruniu.Powinien rozważyć kandydowanie. Jako człowiek "stąd" bez uwikłania w partie polityczne miałby duże szanse.
Lubię p. Macieja mimo... mniejsza teraz o to. Wycofanie się z Rady po otrzymaniu mandatu było jednak niepoważne. Liczyłem, że będzie Pan takim toruńskim Rejtanem, a tu mamy wręcz wzmocnienie prezydenckiej koalicji przez Pana następcę - Wierniewskiego... i
Szkoda
Pan Maciej już ma mój głos, żadni ci zieloni, komuniści czy z tej durnej PO....oni już byli i g.....zrobili
Panie Macieju Karczewski. Oszukałeś mnie, i wielu mieszkańców Torunia, którzy w Tobie pokładali nadzieję. O kampanii wyborczej w MyToruń piszesz wybiórczo, zapominając o swojej negatywnej roli. Nie jesteś człowiekiem środka, bliżej Ci do "prawej strony medalu" niż próbujesz wmówić ludziom. Mówisz, że trzeba łączyć, a Tobie do tego daleko. Pierwszy i ostatni raz postawiłem na Macieja Karczewskiego
10 lat mija odkąd w Toruniu mamy autostradę. Gdzie jest ten wielki przemysł, który w kolejnych kampaniach wyborczych przepowiadał prezydent Zaleski? Prawdopodobnie nie może fo nas trafić, bo Platforma Obywatelska nir zdążyła zmienić nazw węzłów autostradowych. Rzeczywiście jednak jest to skutek fatalnej polityki władz miasta. Miejmy nadzieję, że kolejny prezydent będzie prawdziwym fachowcem pokroju Maćka Karczewskiego.
Co za ciemnota pisowska siedzi na tym portalu, oni wam dają te 500+ i czego jeszcze nie wymyślą przed wyborami, za te przyjemności finansowe słono w podatkach zapłacimy my obywatele, wracając do tematu pana karczewskiego to znam osoby które pracowały u niego, dla mediów oraz wywiady społeczne to kultura, ale jako pracodawca to psychiczny tyran!!
Tak faktycznie to ta zmiana imienia na fakturze to nic innego jak podstawienie zaufanej osoby na swoje miejsce jako najemcy miejskiego lokalu bez obowiązkowego w takiej sytuacji przetargu. Pan Maciej jako radny nie mógłby prowadzić działalności w lokalu wynajmowanym od miasta. Miasto sprzedać nie chce bo dobrze na tym zarabia.... zreszta jakby miało sprzedać to musiałoby wystawić lokal na przetarg, a tego z kolei nie bardzo chce Pan Maciej - bo mógłby przegrać. I koło się zamyka. I dlatego Pan Maciej uznał, ze nie pasuje do „układu” jak mówi. Ot i cała tajemnica.
Tak czy inaczej kolejnym fachowym Prezydentem Torunia musi zostać p. Maciej Karczewski. Ręka biznesmena przyczyni się do lepszego rozwoju tego miasta. Posiada zdolności, jest wartościowym człowiekiem.
Pan Karczewski to nie mój klimat, ale szanuję go - lubię ludzi idei i zdrowego rozsądku myślę, że byłby dobrym gospodarzem Torunia
Pan Karczewski to nie mój klimat, ale szanuję go - lubię ludzi idei i zdrowego rozsądku myślę, że byłby dobrym gospodarzem Torunia
Bardzo prostacki i chamski jegomość. Źle traktuje pracowników. Źle traktował też kolegów z My Toruń. A Biznesmenem jest tylko we własnym mniemaniu.
Od pucybuta do milionera...
Nie można być radnym i wynajmować kamienicy od miasta - to taki prosty przepis. Wystarczyło przeczytać przed wyborami
Karczewski od jakiegoś czasu molestuje młode kobiety. Mam nadzieję, że kiedyś to wypłynie na światło dzienne