Pres Toruń zdobędzie w tym sezonie medal inny od poprzednich

- Żenady w dwóch poprzednich latach nie brakowało. Popatrzmy na rundy zasadnicze. W sumie to 28 spotkań. Mecze wyjazdowe to był praktycznie pogrom. Zero zwycięstw, 13 porażek i jeden remis. U siebie przez dwa sezony - łącznie trzy przegrane, co może nie jest jeszcze aż taką tragedią. Ale są nią za to mecze ćwierćfinałowe - wszystkie cztery „w plecy”, a potem kupa szczęścia. Bo jak można inaczej nazwać fakt, że zespół przez dwa lata nie wygrał żadnego spotkania w ćwierćfinale, a za każdym razem awansował do półfinału? Powiedzieć fuks, to nic nie powiedzieć - pisze Piotr Bednarczyk, który będzie publikować gościnne komentarze dla ototorun.pl.

Kij ma dwa końce

Od lat uważam, że osoby, które nie interesują się sportem, są nieco uboższe od tych, które tym sportem się interesują. Ileż to omija ich szczęśliwych chwil, wzruszeń, emocji... Sukcesy ulubionych zawodników czy drużyn potrafią być przecież doskonałym lekiem na jakieś prywatne niepowodzenia zarówno na gruncie zawodowym, jak i osobistym. A przynajmniej pozwalają choć na chwilę o tych ostatnich zapomnieć.

Niestety, kij ma dwa końce. Bywają też momenty, w których zazdroszczę tym, którzy sportem się nie interesują. Wystarczy bowiem jakaś dotkliwa, pechowa lub poniesiona w ostatnich sekundach porażka, a człowiek zastanawia się - na cholerę mi to wszystko? Mało to człowiek ma innych zmartwień, żeby jeszcze tak się denerwować „jakimiś sportowcami”?

Piszę te słowa w przededniu rozpoczęcia finałowej rywalizacji o Drużynowe Mistrzostwo Polski na żużlu. Akurat torunianie w ostatnich latach raczej dostarczali sporo argumentów do tego, by większe powody do zadowolenia mieli ci, którzy sport mają w głębokim poważaniu.

Dwa medale zdobyte w bólach

„Jak to?” - już słyszę te głosy oburzenia... Przecież nasz zespół dwa razy z rzędu zdobył brązowy medal! No, może w stylu nie do końca finezyjnym, ale kto to pamięta?

Pełna zgoda, medale były, ale jestem (jeszcze) na etapie, że pamiętam, jak zostały wywalczone. A żenady w dwóch poprzednich latach nie brakowało. Popatrzmy na rundy zasadnicze. W sumie to 28 spotkań. Mecze wyjazdowe to był praktycznie pogrom. Zero zwycięstw, 13 porażek i jeden remis. U siebie przez dwa sezony - łącznie trzy przegrane, co może nie jest jeszcze aż taką tragedią. Ale są nią za to mecze ćwierćfinałowe - wszystkie cztery „w plecy”, a potem kupa szczęścia. Bo jak można inaczej nazwać fakt, że zespół przez dwa lata nie wygrał żadnego spotkania w ćwierćfinale, a za każdym razem awansował do półfinału? Powiedzieć fuks, to nic nie powiedzieć.

A później, po planowych przegranych w półfinałach (choć w zeszłym roku po wygranej u siebie z Motorem 51:39 w pierwszym meczu serducho na chwilę zabiło nam mocniej) przyszły zmagania o brązowy medal. Najpierw z rozbitym psychicznie Włókniarzem Częstochowa, a potem z równie rozbitą Stalą Gorzów. Dla naszych rywali liczyło się przecież tylko złoto i brak awansu do finału odebrał im ochotę do jazdy. Co ciekawe - regulamin był tak dziwny, że w zeszłym roku spotkaliśmy się z gorzowianami sześciokrotnie. Najpierw przegraliśmy cztery razy, by na koniec dwukrotnie wygrać, bo rywale mieli już wszystkiego dosyć.

Nie da się więc ukryć, że te dwa medale zostały zdobyte w bólach i stylu dalekim od porywającego. Na szczęście jednak, jak już napisałem wcześniej, nikt za kilka lat nie będzie już o tym pamiętał. A może, w sumie, warto docenić naszych za to, że potrafili choć na koniec wykorzystać słabość innych?

Przydałoby się trochę fuksa

W tym roku jest dużo inaczej, choć remis w Gorzowie i porażka w Zielonej Górze w początkowej fazie rozgrywek niczego dobrego nie wróżyły. Ostatecznie w pełni zasłużenie drużyna awansowała do finału PGE Ekstraligi i nikt nie zarzuci nam, że zrobiliśmy to fuksem. Trener Piotr Baron potrafił z grona gwiazd stworzyć zgrany zespół (a uwierzcie - nie jest to łatwe i niewielu mamy w Polsce menedżerów, którzy potrafią sobie z tym poradzić). Szanuję go też za to, co zrobił z juniorami, bo hurtowe marnowanie młodzieżowców w ostatnich latach w Toruniu było na porządku dziennym.

Tymczasem okazało się, że Antek Kawczyński nie rozmienia talentu na drobne, jak jego poprzednicy po podpisaniu kontraktu z Aniołami. Baron nie bał się też odstawić Krzysztofa Lewandowskiego bo zorientował się, że nic już z bydgoszczanina wyciągnąć się nie da. I postawił na młokosa, Mikołaja Duchińskiego, który odpłacił się kilkoma fajnymi biegami. Do tego trener sprawił, że Motoarena stała się twierdzą, a widowiska stały się „palce lizać”, bo tor pozwala na ściganie.

Nie ma się co oszukiwać - w finale zdecydowanym faworytem jest Motor. Chociaż, patrząc na ostatnie dwa sezony, ostatnie słowo należało w nich do torunian. Teraz jesteśmy silniejsi sportowo, więc gdybyśmy dodali chociaż trochę tego fuksa, który towarzyszył nam w dwóch poprzednich latach, to kto wie...

Autor: Piotr Bednarczyk

Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Obserwuj nas na Facebooku oraz Instagramie.

Aplikacja ototorun.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 19/09/2025 14:42

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Jadzia - niezalogowany 2025-09-19 10:58:58

    Żużel to był kiedyś teraz to jest zbieranina nie ma nikogo z osiedla w Toruniu. Nie chce się na to chodzić. Zero wychowanków tylko kasa. Shit

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Tadeusz Batyr - niezalogowany 2025-09-19 11:11:57

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Stefek albo Wandzia - niezalogowany 2025-09-19 16:08:20

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Wróć do