Reklama

Wiara w siebie czyni cuda. Sportowcy z Torunia zmartwychwstali

„Jak jest dobrze, to mówcie, że jest dobrze. A jak jest niedobrze, to... też mówcie, że jest dobrze". Skąd ten cytat? Otóż kojarzę go ze słowami głównego bohatera satyrycznego serialu „Ucho prezesa", choć pewności nie mam, czy to autorski tekst Roberta Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju, czy zwykły cytat z realnego życia politycznego.

Nie można się dołować

W każdym razie te słowa kojarzą mi się od ładnych paru lat też z psychologami sportowców. Teraz korzystanie z ich pomocy stało się powszechne. I jak słyszę zawodnika, nieraz mistrza olimpijskiego lub świata, który zajmuje miejsce w drugiej lub trzeciej dziesiątce i w wywiadzie po imprezie twierdzi, że „nie było źle, bo momentami „wyglądało to już całkiem dobrze" wiem, że to robota psychologa.

Podobnie jak w przypadku piłkarza, który po porażce swojej drużyny 0:3 mówi, że „druga połowa wyglądała już całkiem dobrze, mieliśmy trzy-cztery niezłe sytuacje". To wcale nie oznacza, że nie potrafi zliczyć do czterech, bo sytuacja była jedna - i to przypadkowa. To oznacza, że ktoś mu zalecił nie dołować się, tylko do końca wierzyć w swoją „siłę, moc i potęgę". Czasy, w których sportowcy po porażkach bili się w piersi i przepraszali to już przeszłość, choć są oczywiście jeszcze wyjątki.

Odporny jak skoczek

Do takich wyjątków nie należą skoczkowie narciarscy. Pamiętam, że jak Adam Małysz zaczął w pewnej chwili cieniować, to trudno było znaleźć jakąś samokrytykę w jego wypowiedziach. Ciągle wierzył w siebie, doszukiwał jakichś tam pozytywów i to poskutkowało, bo wrócił jeszcze na szczyt. To samo dotyczyło Kamila Stocha.

W miniony weekend mieliśmy zawody w Wiśle, wydawało się, idealny moment na przełamanie po fatalnym początku sezonu. Po sobotniej, absolutnej żenadzie w wykonaniu naszych wydawało się, że efekt będzie wręcz odwrotny – impreza na skoczni im. Adama Małysza okaże się gwoździem do trumny. Nawet zastanawiałem się, czy jest sens denerwować się w niedzielę oglądając tę niemoc, ale wygrało jednak przyzwyczajenie. I bardzo dobrze, bo okazało się, że sobotnie niepowodzenia spłynęły po Polakach jak woda po kaczce i w niedzielę było już zgoła inaczej, czyli dużo lepiej. No i teraz, podobnie jak inni kibice, z niecierpliwością będę czekał na kolejne zawody, żeby przekonać się, czy był to przypadek czy początek wychodzenia na prostą.

Kto zatrzyma koszykarki i siatkarzy?

Ostatnio mamy i my, na toruńskim podwórku, przykłady sportowców, którzy nie dali się złamać. Niedawno zrobiłem mały przegląd posiadania naszego sportu. O koszykarkach Energi napisałem krótko, że przeważnie przegrywają i na wiele z ich strony raczej bym nie liczył. Na szczęście (dla siebie!) zauważyłem, że miały niekorzystny kalendarz spotkań, bo na początku przyszło im mierzyć się z samymi drużynami z czołówki tabeli. Asekuracja okazała się w pełni trafionym pomysłem, choć przyznaję uczciwie, że było w tym więcej kurtuazji z mojej strony dla naszych Pań niż optymizmu. 

Tymczasem coś się ruszyło - i to porządnie. Po kolejnym zwycięstwie Katarzynek z rzędu policzyłem sobie ostatnich pięć kolejek, czyli tych listopadowych i grudniowych. I co my tu mamy? Energa jako jedyny zespół wygrała w tym czasie wszystkie mecze. Gdyby sezon zaczął się w listopadzie byłaby liderem! Wywalczyła 10 pkt, o punkt w mojej "małej" tabeli wyprzedziła Lublin, Gorzów i Gdynię, o dwa Wrocław, Sosnowiec i Bydgoszcz, a o trzy Poznań i Kraków. Bochnia, Warszawa i Jelenia Góra solidarnie przegrały wszystko. Niewątpliwie naszym paniom należą się duże słowa uznania.

To samo można powiedzieć o panach - siatkarzach CUK Aniołów. Ci wygrali jeszcze więcej meczów z rzędu, bo 11.  W obu przypadkach można jedynie ponarzekać, że sezony zaczęły się trochę za wcześnie. Ale nie ma to już większego znaczenia. Ważne jest co "tu i teraz". A jest naprawdę obiecująco.

Święta racja sprzed lat

Podsumowując – wygląda na to, że psychologowie sportowi mają jednak rację. Dotyczy to nie tylko sportu. W trudnych chwilach trzeba w siebie wierzyć i walczyć do końca, a nie lamentować. Inna sprawa, że słowa „Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą" przypisuje się św. Augustynowi, a ten żył na przełomie czwartego i piątego wieku naszej ery. Współcześni psychologowie niczego nowego więc nie wymyślili, a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że popełnili plagiat.

Autor: Piotr Bednarczyk

Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Obserwuj nas na Facebooku oraz Instagramie.

Aplikacja ototorun.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 11/12/2025 18:29
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo otoTorun.pl




Reklama
Wróć do