
Ze względu na epidemię koronawirusa urzędnicy po raz kolejny są zmuszeni wprowadzić zmiany w komunikacji miejskiej w Toruniu. Co się zmieni od najbliższej soboty (17 października)?
W nocy z piątku (16 października) na sobotę (17 października) Toruń zostanie włączony do czerwonej strefy. Oznacza to zmiany między innymi w komunikacji miejskiej. W naszym mieście będą obowiązywać nowe zasady podróżowania.
Przede wszystkim zmniejszy się limit osób, które mogą jednocześnie podróżować komunikacją miejską. Od soboty w toruńskim transporcie publicznym zajętych może być 30 proc. liczby wszystkich miejsc. Co drugie miejsce siedzące musi pozostać wolne. Pasażer ma obowiązek zasłaniania ust i nosa oraz zachowania bezpiecznego odstępu od innych pasażerów.
– Informacja o tym, ile jest miejsc w autobusach i tramwajach jest na boku każdego pojazdu, więc nie ma problemu, żeby to zobaczyć. Od soboty będą tabliczki z informacją, ile to jest to 30%. Jest jednak warunek - musi pozostać co drugie miejsce wolne - mówi prezydent Torunia Michał Zaleski.
Gospodarz miasta nie ukrywa, że zmiany spowodują perturbacje w transporcie, dlatego od poniedziałku (19 października) urzędnicy wprowadzają dodatkowe kursy dublujące na liniach 14 i 33 w godzinach dojazdu do pracy (godz. 6:00 i 7:00) i powrotu z pracy (godz. 14:00 oraz 22:00). – To jest takie sprawdzone działanie, które już wielokrotnie miało miejsce - tłumaczy prezydent.
Od nowego tygodnia urzędnicy będą obserwować ruch w komunikacji miejskiej i wprowadzać ewentualne korekty, ponieważ od poniedziałku uczniowie szkół ponadpodstawowych będą uczyć się za pośrednictwem internetu. – To około 10 tysięcy mieszkańców. Teraz znakomita ich większość przestanie korzystać z komunikacji miejskiej - dodaje Zaleski.
(AM)
fot. Sławomir Kowalski/UM Toruń
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Polub nas na Facebooku
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Czy pan Zaleski korzysta z komunikacji miejskiej ?
To wszystko pięknie wygląda tylko w teorii. Do tej pory też niby były limity. I co z tego? Nikt tego nie pilnuje, a jeśli trzeba dojechać do pracy, która jest daleko, po prostu człowiek się do tego autobusu wpycha. Wczoraj ok. g. 14.30 autobus nr 10 w kierunku Szubińskiej był tak zapchany, że na Pl. Armii Krajowej nikt z oczekujących pasażerów nie był w stanie wsiąść. Do tego ludzi jeżdżą bez masek albo z nosami na wierzchu. Naród nosaczy. Nie ma szans, by ta epidemia przystopowała.
Polecam wywiad z polskimi genetykami, prof. Kornelią Polok i prof. Romanem Zielińskim, którzy od wielu lat wykorzystują technologię PCR w swojej pracy badawczej. Naukowcy w prosty sposób wyjaśniają dlaczego testy PCR nie nadają się do diagnostyki wirusa SARS-CoV-2. – Test jest oparty na reakcji PCR, zwanej łańcuchową reakcją polimerazy. Jest to reakcja, która pozwala na namnożenie materiału genetycznego, a konkretnie DNA. Reakcja PCR namnaża tylko i wyłącznie DNA, a więc nie może namnożyć RNA wirusa – wyjaśnia prof. Polok. PCR jest świetną metodą badawczą służącą do analizy genomu roślin i zwierząt, ale nie jest to metoda diagnostyczna. Co zatem wykrywa się używając testów PCR, które robi się dziś ludziom na całym świecie? Przede wszystkim wykrywa się RNA wbudowane w genom człowieka. – W genomie ludzkim występuje wiele sekwencji podobnych do sekwencji wirusowych – mówi prof. Polok. Wyjaśnia też, że wyniki testu będą różne w zależności od sprzętu wykorzystywanego w danym laboratorium. Oznacza to, że ta sama próbka może być zdiagnozowana jako pozytywna w jednym laboratorium i jako negatywna w innym. Co jeszcze wykrywa się testami? – Wszystko, co się da – mówi prof. Polok, a prof. Zieliński podkreśla, że najtrudniej jest wykryć właśnie koronawirusa. – Reakcja PCR daje dobre rezultaty, jeśli pracuje się na wyizolowanym i dobrze oczyszczonym materiale genetycznym. Spójrzmy na materiał biologiczny, który pobieramy na okoliczność badania obecności tego koronawirusa. Jest to jakiś wymaz i jest tam wszystko, głównie tkanki ludzkie i wiele różnych mikroorganizmów, bakterii i wirusów. Różnych szczepów może być ponad tysiąc. I w tym może być ten koronawirus. Znalezienie go jest prawie niemożliwe, a to, co się wykrywa, to z największym prawdopodobieństwem wszystko inne, a nie ten koronawirus, ponieważ nie jest spełniona podstawowa zasada, dzięki której uzyskuje się wiarygodny wynik z testu PCR: nie dysponujemy wyizolowanym wirusem. Nie ma czystego materiału genetycznego i PCR nie może dobrze działać – mówi prof. Zieliński. Wnioski? Testy, na które wydaje się gigantyczne pieniądze i buduje tzw. obraz pandemii oraz wysyła do aresztu domowego zdrowych ludzi, to oszustwo. „Wymazywanie” nie ma najmniejszego sensu. U samej podstawy tzw. pandemii leży niewłaściwa metoda diagnostyczna. Trzeba natychmiast zakończyć ten obłęd!