
Nie milkną echa zamieszczonego na naszym portalu opisu syna chorej pacjentki, który dotyczy poziomu udzielania pomocy między innymi w Szpitalu Miejskim przy Batorego.
W poniedziałek 7 stycznia na portalu Oto Toruń opublikowaliśmy post autorstwa Roberta Bauk, który opisuje poziom udzielania pomocy w toruńskich szpitalach. Słowa krytyki padły między innymi pod adresem personelu Szpitala Miejskiego przy Batorego w Toruniu, gdzie z powodu ogromnych dolegliwości bólowych trafiła mama Pana Roberta, która cierpi na nowotwór.
- [...] Po 3 godzinach oczekiwania na Izbie Przyjęć na karetkę pani z personelu po naszych uwagach stwierdziła, że nie ma karetek i trzeba czekać. Oczywiście bez leków przeciwbólowych, bo pani stwierdziła, że przecież nie wie, co mama bierze (mama miała przy sobie wszystkie dokumenty i informację co i kiedy brała i w jakim jest stanie). Po naleganiach i telefonach do szpitala pani z personelu medycznego podała mamie paracetamol i wodę. Nie omieszkała też okrzyczeć mamy, że niepotrzebnie informuje o zaistniałej sytuacji telefonicznie rodzinę. Po 4 godzinach spędzonych w szpitalu na Batorego mama łaskawie została odtransportowana do domu - pisze Robert Bauk.
Po tej publikacji na naszym portalu pojawiła się duża liczba komentarzy, okazało się, że spora część naszych Czytelników też miała przykre doświadczenia z toruńskimi szpitalami. Do wypowiedzi Roberta Bauka odniosła się również Krystyna Zaleska, dyrektor Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu: - bardzo współczuję chorej i rodzinie i ubolewam, że pacjenci onkologiczni nie mają zapewnionej kompleksowej opieki w jednym miejscu bez konieczności odwiedzania szpitali - zapełnionych Izb Przyjęć i SOR-ów, do których zgłaszają się również pacjenci nie wymagający udzielania porady w trybie nagłym. Oczywistym jest, że stan zdrowia pacjentki takiej pomocy potrzebował. Oburzenie rodziny pacjenta wynika z subiektywnej oceny sytuacji. Szkoda, że nikt z rodziny nie był przy ciężko chorej podczas jej pobytu w Izbie Przyjęć, aby do czasu odwozu do miejsca zamieszkania zaopiekować się nią, podając na przykład wodę.
Izba Przyjęć Szpitala Miejskiego w Toruniu.
- W tym dniu przez Izbę Przyjęć przewinęło się 75 pacjentów, w tym udzielono 56 odmów, a 19 pacjentów przyjęto do hospitalizacji. Zarówno decyzje o przyjęciu, jak i odmowie poprzedzone są badaniem lekarskim i zleconymi badaniami diagnostycznymi, a często koniecznością wykonania procedur medycznych, a to wszystko trwa - dodaje dyrektor Miejskiego Szpitala. - Inną sprawą jest oczekiwanie na transport, którego czas zależy od ilości zleceń transportu sanitarnego, które wystawiają zarówno lekarze oddziałów, jak i Izby Przyjęć. Usługę transportu realizuje zewnętrzna firma, a jej koszty pokrywa szpital. W godzinach pobytu pacjentki w Izbie Przyjęć firma otrzymała 8 zleceń przewozu/odwozu pacjenta i realizowała te zlecenia w kolejności zgłoszeń.
- Przykro nam, że trwało to tak długo, co oczywiście nie jest normą, bo podczas kolejnego pobytu Pacjentki w naszym szpitalu (a miało to miejsce po dwóch dniach) odwiezioną Ją do domu w ciągu godziny. Podsumowując, idąc za przykładem Pana Roberta Bauk polecam spojrzeć na pracę personelu medycznego szczególnie Izby Przyjęć przez pryzmat nie tylko pojedynczego pacjenta, a również pozostałych, z których wielu ma oczekiwania przekraczające możliwości publicznej placówki borykającej się z niedoborami personelu i środków finansowych - mówi Krystyna Zaleska, dyrektor szpitala przy Batorego.
Przeczytaj: Dramatyczny opis syna pacjentki. Tak została potraktowana ciężko chora kobieta
(TUB)
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Polub nas na Facebooku
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Najlepiej sie polozcie i w h..... Ja walcie nfz
Miło mi, że szpital ustosunkował się do moich spostrzeżeń. Niestety szpital nie posiada pełnej wiedzy na temat tego kto, gdzie i kiedy mamą się opiekuje na codzień. Mama do dnia dzisiejszego była pod opieką osoby niepełnosprawnej i także pod opieką hospicjum stacjonarnego. Ze względu na ciężki stan zdrowia mamy i jej ogromny ból musieliśmy podjąc trudną decyzję o przekazaniu opieki nad nią hospicjum. Ja osobiście nie jestem mieszkańcem Torunia. Przyjeżdżam i jestem w tej trudnej sytuacji w każdej możliwej chwili o ile jest taka możliwość. Mam małe dzieci i niestety nie mogę być tutaj non stop, chociaż bardzo bym chciał. Przykro mi, że szpital z jednej strony przyznając się do winy za chwilę atakuje oskarżeniami. Realia w toruńskich szpitalach są takie, że pacjenci są lekceważeni i zbywani, nawet Ci w stanie bardzo ciężkim. Toczy się kilka spraw w tym temacie i nie bez powodu. Dostaje mnóstwo wiadomości prywatnych na temat tego jak ciężkie chwile ludzie przeżywają na izbach przyjęć i z czym muszą się zmagać. Dlaczego na oddziale na którym mama leżała na toruńskich Bielanach jest perfekcyjna opieka mimo bardzo ciężkiej pracy i nie łatwych pacjentów? Personel jest miły i życzliwy. Przecież cały szpital boryka się z problemami o których pisze Pani dyrektor, a jednak na tym oddziale zachowanie godności i szacunku do pacjenta jest możliwe. 4 godziny dla pacjenta który jest w tak ciężkim stanie spędzone na izbie przyjęć jest katorgą. Szkoda, że Pani dyrektor tego nie rozumie i tłumaczy się kolejnością zgłoszeń. Poniekąd rozumiem, lecz jednak ktoś te firmy zewnętrzne wybiera i jak się mogę tylko domyślać panuje nad tym kto i kiedy powinien zostać odtransportowany w pierwszej kolejności. Niestety dla tej placówki tak ciężki stan nie jest wystarczający do szybkiego transportu do miejsca zamieszkania i pozwala się pacjentom na długotrwałe oczekiwanie. Ubolewam nad tym ,że szpital pod którego opieką jest pacjent i który jest zobowiązany zapewnić mu opiekę zrzuca winę na jego rodzinę w tej tragicznej dla nas chwili. Dla mnie to moja mama i jeżeli dbanie o to, aby ostatnie chwile spędziła bez stresu i z zachowaniem godności, w sposób jak najmniej dla niej bolesny według Pani dyrektor jest subiektywizmem, to tak jestem w tej kwesti subiektywny. Nie życzę nikomu takiego potraktowania przez szpital i mam nadzieję, że wyciągnie wnioski z tego zdarzenia. W końcu te liczby przyjęć, które Pani dyrektor podaje, to czyjeś mamy, babcie, dziadkowie, poprostu najbliżsi.
Cały system przyjmowania pacjentów jest zły ale winni są też sami pacjenci, którzy z byle czym przyjeżdżają. A co do kolejności transportu to widział Pan tych ludzi? Wszyscy są bardzo schorowani i nie są w stanie korzystać z pomocy bliskich. A z postu wnioskuje, że Pana mama miała pierwszeństwo. Inną sprawą jest to w jakich warunkach pacjent powinien czekać na transport. I gdzie jest złoty środek żeby wszyscy byli zadowoleni? Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia
Najłatwiej uargumentować niską jakości opieki brakiem personelu i środków finansowych. W ostatnich latach sor na Batorego miał kontrole po skardze pacjenta do NFZ. Może nie wyciągnięto wniosków...
Sama nie raz korzystam z pomocy szpitala na Batorego i dość długo przebywam na izbie przyjęć słysząc że są ważniejsi pacjenci w pierwszej kolejności i to rozumie w 100% ale żeby tyle kazać czekać tej pani to kpina. Po prostu są lekarze i (lekarze) jedni podchodzą z sercem do zawodu i pacjenta inni a hug tam i tak jej już nic nie pomoże w końcu już stara jest to po co. Niestety takie są realia. Ps gdyby nie Pani Anna Zegarska i Pan doktor Brycht babcia nadal by chodziła z rakiem który ją zżera. Jestem pełna podziwu za zaangażowanie i serce jakie w swoją pracę Ci lekarze wkładają oby takich lekarzy więcej.
Mój teść chory na raka przyjęty do innego szpitala na SOR o 15:00 a o 24:00 stwierdzili że nie ma zagrożenia życia i że ma wracać do domu. Nie wzięliśmy na siebie odpowiedzialności przewiezienia samochodem osobowym tak chorej osoby no i nagle znalazło się miejsce w szpitalu. Nagle z braku zagrożenia życia okazało się że tata umiera ,ma przerzuty i musi iść do hospicjum, a za chwilę że w ogóle przerzutów nie ma i hospicjum niepotrzebne . Cyrk na kółkach.
Sama nie raz korzystam z pomocy szpitala na Batorego i dość długo przebywam na izbie przyjęć słysząc że są ważniejsi pacjenci w pierwszej kolejności i to rozumie w 100% ale żeby tyle kazać czekać tej pani to kpina. Po prostu są lekarze i (lekarze) jedni podchodzą z sercem do zawodu i pacjenta inni a hug tam i tak jej już nic nie pomoże w końcu już stara jest to po co. Niestety takie są realia. Ps gdyby nie Pani Anna Zegarska i Pan doktor Brycht babcia nadal by chodziła z rakiem który ją zżera. Jestem pełna podziwu za zaangażowanie i serce jakie w swoją pracę Ci lekarze wkładają oby takich lekarzy więcej.
Takie skandaliczne wypowiedzi w imieniu szpitala powinny konczyc sie kara lub zwolnieniem dyscyplinarnym. To naprawde szczyt hamstwa i beszczelnosci zeby tak pokrzywdzona przez los rodzine obrzucac oskarzeniami. Wstyd dla pani dyrektor szpitala!
Mi też jest przykro, że pani Krystyna Zaleska nie potrafi zrozumieć tego, że mama mieszkała ze mną i główną opiekę nad nią sprawowałam ja. Jestem osobą pod opieką hospicjum domowego borykającą sie ze swoimi chorobami. Ze względu na stan zdrowia nie jestem w stanie tyle godzin z nią być. Cierpię na artrogrypoze,miopatie i przewlekłą niewydolność oddechową, przy której muszę minimum 8 godzin dziennie wentylować się za pomocą respiratora.Rodzina pomaga mi jak może, ale też muszą pracować, mają dzieci i obowiązki.Niestety takie jest życie.Rozumiem że jako dyrektor Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu broni pani swoich pracowników, ale trzeba być też człowiekiem dla drugiego człowieka.Zreszta jak widać po samych komentarzach nie jesteśmy osamotnieni.Myślę że mamy prawo do tego aby godnie chorować nawet jeśli stan zdrowia nie rokuje poprawy w przyszłości powinno się walczyć o człowieka do końca.Mam nadzieję że pani ani nikogo z pani bliskich taka sytuacja nie spotka.Tego życzę na Nowy Rok.Mi też jest przykro, że pani Krystyna Zaleska nie potrafi zrozumieć tego, że mama mieszkała ze mną i główną opiekę nad nią sprawowałam ja. Jestem osobą pod opieką hospicjum domowego borykającą sie ze swoimi chorobami. Ze względu na stan zdrowia nie jestem w stanie tyle godzin z nią być. Cierpię na artrogrypoze,miopatie i przewlekłą niewydolność oddechową, przy której muszę minimum 8 godzin dziennie wentylować się za pomocą respiratora.Rodzina pomaga mi jak może, ale też muszą pracować, mają dzieci i obowiązki.Niestety takie jest życie.Rozumiem że jako dyrektor Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu broni pani swoich pracowników, ale trzeba być też człowiekiem dla drugiego człowieka.Zreszta jak widać po samych komentarzach nie jesteśmy osamotnieni.Myślę że mamy prawo do tego aby godnie chorować nawet jeśli stan zdrowia nie rokuje poprawy w przyszłości powinno się walczyć o człowieka do końca.Mam nadzieję że pani ani nikogo z pani bliskich taka sytuacja nie spotka.Tego życzę na Nowy Rok.
Smutna ta historia. Z moją teściowa miałam podobne doświadczenia równo rok temu. Też czekaliśmy po kilka godz. Na poczekalni a przyjęcie nastepowalo po 5 czasem 6 godz. Nie czekała sama wraz ze mną czekał mąż i jego siostra czyli 3 osoby i tez nic nie można było poradzić no oprócz tego że dawalismy jej wodę. Tak więc szukanie winnych w rodzinie to absurd. Cóż może ta historia Pana Roberta mamy chociaż trochę wpłynie na personel szpitala i bardziej się postarają mimo iż rozumiem że brak personelu Na koniec powiem tak...Personelu Szpitala proszę o trochę współczucia i wyrozumiałości Ty też masz matkę, ojca, dziecko czy chciał byś się zalesc w podobnej sytuacji.Dziekuje
Szpital miejski jest gorszy . Potwierdzam
Szpital miejski jest gorszy . Potwierdzam
cd komentarza :niezadowoleni będą zawsze, smutne są opinie i komentarze osób postronnych ale każda taka skarga to okazja do zastanowienia się czy i co można poprawić. Wracając do Pani Hanny, ocena pobytu jaką przedstawiła Swojej rodzinie to jak sądzę wynik ciężkiej choroby, rozumiem chociaż uważam, że tak postępować nie wolno. Pielęgniarki , które zajmowały się pacjentką podczas piątkowego pobytu potwierdzają, że chora była przez nie "zaopiekowana", było podanie picia i lek o który prosiła (Apap). Nadzorowały chorą na zmianę dwie pielęgniarki i ratownik medyczny. Atmosfera wokół pobytu była w ocenie pracowników bardzo dobra. Sama pacjentka nie zgłaszała uwag a jej prośby zostawały spełniane na bieżąco. Kwestia transportu to już inny obszar, w który wmieszano brak empatii i bezduszność personelu medycznego.
Żenada!!!! Brak słów na szpital na Batorego. Pielęgniarki bardzo nie miłe i opryskliwe
Niestety pani dyrektor posiada i piszę nieprawdziwe informacje, ponieważ jedyną prawdą jaka w pani wpisie się pojawiła był fakt iż oczywiście mamie podano tabletki ale po pierwsze dopiero po moim telefonie do szpitala gdyż zadzwoniła do mnie z placzem., że bardzo cierpi.Po drugie na mamy prośbę były to dwa paracetamole i troszkę wody do popicia.Dodatkowo jak już brat wcześniej wspominał w poście mama została jeszcze reprymendę że wydzwania do rodziny i się skarży.Jej tzw.ocena pobytu była spowodowana cierpieniem i koszmarem jaki przeżyła nie tylko ona, ale setki innych ludzi.
Dodam jeszcze że przy mamie nie było nikogo.Gdy zadzwoniłam do dyżurki przedstawiajac sytuację i czy podadzą mamie jakieś leki przeciwbólowe pani,z którą rozmawiałam nie wiedziała nawet czy mama tam jeszcze jest na prośbę czy mogłaby sprawdzić ponieważ przed chwilą z nią rozmawiałam pani oburzona odparła że nie ma czasu nigdzie chodzić ponieważ mają tyle pracy, że nie wie w co ręce włożyć.
Tak mama dostała lek "przeciwbólowy" jak piszę Pani dyrektor. Niestety dopiero po wyraźnej ingerencji w postaci telefonu siostry na izbę przyjęć. Gratulujemy, bo do ich popicia mama dostała także wodę. Niech Pani dyrektor sama odpowie sobie na pytanie czy "apap" to odpowiedni lek przy tak rozlicznych schorzeniach. Wystarczyło poświęcić chwilę na przeanalizowanie historii choroby aby wiedzieć, że lek o którym Pani piszę to kpina w takim stanie. Rozumiem, że w przyszłości gdy będę na izbie któregoś ze szpitali i powiem, że chcę morfinę to ją dostanę. Bądźmy dorośli. Od tego aby ustalić co mamie jest potrzebne przy tak silnym bólu są informacje związane z historią choroby.Wspomnijmy też o tym, że mama dostała reprymende za to, że informuje rodzinę telefonicznie o tym co się dzieję. Tak traktuje się pacjentów?Rozumiem, że najlepiej by było sprawę przemilczeć lecz moim skromnym zdaniem ingerencja w to z kim i na jaki temat mama rozmawia nie leży w gestii personelu.Co do drugiej , krótkiej wizyty na oddziale o której Pani dyrektor piszę. Tak trwała zaskakująco krótko. pytanie jednak dlaczego? Czy powodem nie był mój wpis na jednej z głównych grup ogłoszeniowych Torunia z dnia poprzedzającego wizytę i komentarzę ludzi pod nim opisujące ich traumatyczne przeżycia związane z wizytami w toruńskich szpitalach? Mama jest ciężko chora lecz w pełni świadoma i skarżąc się na wizytę w państwa szpitalu nie robiła z pewnością tego, bo była "zaopiekowana". A co do opini osób postronnych....to są dziesiątki takich lub jeszcze gorszych ocen działalności izb przyjęć . To opinie ludzi ,którzy z państwa "usług" korzystają. To opinie ludzi, którzy chcą być godnie traktowani w najcięższych chwilach. Te osoby postronne to mieszkańcy Torunia i główni zainteresowani w sprawię. To dla nich Pani pracuje i przed nimi powinna się pani z zarządzania szpitalem i izbą przyjęć tłumaczyć. Cała dyskusja w tym temacie to nie efekt mojego wpisu.To rezultat waszej ciężkiej na to "pracy". To lata traktowania ludzi jak liczby na papierze. To brak empatii i umiejętności słusznej oceny sytuacji.Polecam poczytać komentarze tych wszystkich ludzi, bo jeżeli faktycznie zależy Pani na tym aby poprawić całą sytuację nie znajdzię Pani lepszych do tego narzędzi jak ich spostrzeżenia. To jest dopiero początek walki mieszkańców o zwyczajnie ludzkie traktowanie. To początek końca przedmiotowego traktowania pacjentów. Niestety na własne życzenie toruńskich szpitali...
Pani Zaleska jak to jest, że pani mąż jest chwalony za pracę nad miastem Toruń i został dzięki temu wybrany na prezydenta już któryś raz z kolei a Pani nie daje rady nad jednym szpitalem? Może czas się poradzić męża co zrobić by to wszystko dobrze funkcjonowało a nie atakować rodzinę pacjentki? Nawet jeśli ma pani rację w którymś aspekcie to uważam za wielki nietakt atakować rodzinę pacjentki z takim momencie. Bardzo dużo komentarzy jest też na Facebooku radzę poczytać i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Też moja rodzina ma pszykre doświadczenie z tą placówką mój tato pszeszedl trzy dniowe piekło a na moje prośby panie pielęgniarki reagował agresją. NADMIENIĘ ŻE WCZEŚNIEJ LEŻAŁ TATO DWA MIESIĄCE NA BIELANACH 0 ODLEZYN A TU W CIĄGU TYCH 3DNI ZRESZTĄ OSTATNICH ZŁA JESTEM NN SIEBIE ŻE ZOSTAWIŁAM TO NA MAMY PROŚBĘ NAWET PIELĘGNIARKA STRASZYLA MNIE PSZELOZONA I OCHRONĄ BYŁAM BESSILNA NIGDY SOBIE TEGO NIEWYBACZE I TYM PSELDO PIELĘGNIARKA TEZ
Czytam i nie wierzę jaki jad i egoizm z ludzi tryska.Nie widzą więcej niż koniec swojego nosa .Tylko oni są najważniejsi .Szkoda że pielęgniarki chorych na rękach nie noszą a dzieci tej Pani zostały oderwane od przyjemniejszych czynności niż obecność przy schorowanej matce. Oddali mamę do szpitala a tuuu niespodzianka Mamusia wraca i plany miłego wieczoru dostały w łeb. Tak zachowują się osoby które nie znają realiów pracy na izbie przyjęć bo dla informacji dzieci tej Pani szpital na Batorego niema SORU.Dlaczego kochające dzieci nie zawiozły mamusi do szpitala na Bielanach, bo pewnie tam się też dali poznać i wstyd się tam pokazać. Propozycja moja taka że na przyszłość korzystać z prywatnych kliniki i tam stawiać warunki że wody za dużo czy za mało, że za krótko czy może za długo. A godność i poszanowanie chorego zaczyna się w domu.
Czytam i nie wierzę jaki jad i egoizm z ludzi tryska.Nie widzą więcej niż koniec swojego nosa .Tylko oni są najważniejsi .Szkoda że pielęgniarki chorych na rękach nie noszą a dzieci tej Pani zostały oderwane od przyjemniejszych czynności niż obecność przy schorowanej matce. Oddali mamę do szpitala a tuuu niespodzianka Mamusia wraca i plany miłego wieczoru dostały w łeb. Tak zachowują się osoby które nie znają realiów pracy na izbie przyjęć bo dla informacji dzieci tej Pani szpital na Batorego niema SORU.Dlaczego kochające dzieci nie zawiozły mamusi do szpitala na Bielanach, bo pewnie tam się też dali poznać i wstyd się tam pokazać. Propozycja moja taka że na przyszłość korzystać z prywatnych kliniki i tam stawiać warunki że wody za dużo czy za mało, że za krótko czy może za długo. A godność i poszanowanie chorego zaczyna się w domu.