Grzegorz Grabowski: Jordanki zmieniły strukturę organizacji imprez w województwie

Na początku grudnia mija 10 lat od oficjalnego otwarcia Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki w Toruniu. Z tej okazji Tomasz Kaczyński porozmawiał z prezesem toruńskiej instytucji kultury Grzegorzem Grabowskim. Posłuchajcie, jak powstawał ten obiekt, jakie trudności występowały podczas budowy, a także jak dziś funkcjonuje to imponujące centrum. Dowiecie się również, jakie atrakcje przygotowano z okazji jubileuszu działalności CKK Jordanki.

Tomasz Kaczyński: Dziesięć lat mija w tym roku od momentu, kiedy Centrum Kulturalno-Kongresowe Jordanki zostały uruchomione. A gdybyśmy się tak mieli cofnąć nieco w przeszłość, to jesteś w stanie przypomnieć sobie ten moment, kiedy dowiedziałeś się o tym, że ten projekt powstanie i że będziesz w niego zaangażowany?

Grzegorz Grabowski: Właściwie wszystko się zaczęło w latach 2005-2006, gdzie został ogłoszony konkurs na zagospodarowanie Jordanek na cele kulturalno-kongresowe i na pierwszy etap, czyli budowa Centrum Sztuki Współczesnej. I wtedy wygrała koncepcja pana Edwarda Lacha, który zaprojektował właśnie Centrum Sztuki Współczesnej, ale też jakby pokazał na terenie całych Jordanek kolejne etapy, kolejne inwestycje. I po oddaniu Centrum Sztuki Współczesnej w 2007 roku zaczęto myśleć o tym, żeby zorganizować konkurs na zagospodarowanie kolejnej części z myślą o budowie sali koncertowej. I w 2008 roku miasto ogłosiło konkurs, właściwie za pośrednictwem Stowarzyszenia Architektów Polskich i do tego konkursu przystąpiły 23 międzynarodowe zespoły, w tym zespół Fernando Menisa, który zwyciężył w konkursie, a nagrodą w konkursie było zlecenie zaprojektowania budowy sali koncertowej, a właściwie wielofunkcyjnego centrum kulturalnego dla Torunia.

I to był ten moment, kiedy ten projekt się rodził. Wtedy też wiele mediów pisało o nim z obawami, nie ukrywajmy, bo to był swego czasu taki projekt budzący tak spore kontrowersje, jak teraz ECFC, czyli Europejskie Centrum Filmowe. I był to projekt szeroko komentowany. I też pamiętam taki moment, kiedy bardzo się tym przejmowałeś, ale Ty już wtedy byłeś w tym projekcie i w tym projekcie już uczestniczyłeś. Ja jeszcze tylko zapytam o ten moment, kiedy dowiedziałeś się, chociażby od prezydenta Zaleskiego, bo podejrzewam, że to właśnie od niego, że będziesz za to odpowiadał?

Grzegorz Grabowski: Był taki czas - lata: 2009, 2010, 2011, gdzie były trudności z postępami w projektowaniu. W międzyczasie włączyły się władze wojewódzkie, czyli marszałkowskie, które za pośrednictwem Teatru Horzycy i innych środowisk zgłaszały pewne uwagi do tego projektu, a właściwie do jego funkcjonalności. Także Menis został zobowiązany do przeprojektowania tej pierwszej wersji, powiększenia tej funkcji teatralnej. Jakoś tak wszystko się zaczęło opóźniać i pamiętam w roku 2011, rozmawiałem z prezydentem Zaleskim, co tam z tym projektem, jak to wygląda. Właśnie opowiadał o tych problemach. Ja wtedy dysponowałem wolnym czasem i zaproponowałem, że mógłbym się tym zająć. Mam doświadczenie w organizacji imprez, miałem też swój własny zabytkowy lokal - spichlerz zabytkowy, który remontowałem, także trochę doświadczenia w tym zakresie też miałem. Miałem za sobą 12 lat pracy w samorządzie, także znałem trochę sytuację od strony pracodawcy, pracownika, urzędnika, samorządowca.

Właściwie byłeś po prostu gotowy do tego, żeby ten projekt przejąć.

Grzegorz Grabowski: Tak, tak. No i wtedy prezydent zdecydował, że należy ogłosić konkurs na pełnomocnika, który by koordynował te działania, bo wcześniej zajmował się tym Wydział Inwestycji Urzędu Miasta w Toruniu. I od 1 grudnia po wygraniu konkursu objąłem to stanowisko pełnomocnika i zacząłem współpracę z Wydziałem Inwestycji, z projektantem, ze wszystkimi odpowiedzialnymi za projektowanie. I trwało to do roku 2013. Ciągle nie było decyzji, czy miasto się zadłuży i zdecyduję na budowę tej sali. Dopiero, zdaje się w marcu czy w lutym 2013, po burzliwych obradach Rady Miasta, jednym głosem zapadła decyzja, że jednak ta inwestycja ma być wykonana. I potem działania poszły dość szybko, bo podpisaliśmy umowę z instytucją zarządzającą Urzędu Marszałkowskiego na dofinansowanie, bo przypomnę, że projekt miał dofinansowanie ze środków unijnych w kwocie 14 milionów euro. Później została powołana szybko spółka Centrum Kulturalno-Kongresowe Jordanki, która miałaby przejąć, która przejęła z Urzędu Miasta, z Wydziału Inwestycji nadzór nad tą inwestycją. I ja automatycznie zostałem przemianowany z pełnomocnika na prezesa tej spółki i w maju została podpisana umowa z firmą Mostostal Warszawa, która to firma była wykonawcą tej inwestycji. Oczywiście to nie było takie proste, bo ten przetarg, który został ogłoszony półtora roku wcześniej, dość długo trwał. Były odwołania do Krajowej Izby Odwoławczej. Niewielu wykonawców wtedy na rynku było, którzy…

Którzy chcieli się podjąć nawet takich projektów. 

Grzegorz Grabowski: Którzy chcieli się podjąć to jedno, ale którzy posiadali zdolność wykonania takiej inwestycji, bo to był rok 2012. Przypomnę, że w Polsce było wiele inwestycji, zwłaszcza drogowych, autostrad przed mistrzostwami Europy. Wiele firm poległo na tych budowach, było wiele upadłości i niewiele firm posiadało zdolność do wykonania tego typu inwestycji, a właściwie zgłosiły się dwie firmy i to obie hiszpańskie. Pamiętam ALDEZA i ACCIONA, bo Mostostal wtedy był współudziałowcem z firmą ACCIONA Infrastruktura. Obie hiszpańskie, obie budziły nasze wielkie wątpliwości, ale trzeba było decyzję podjąć i ostatecznie zwycięzcą tego przetargu została firma ACCIONA Infrastruktura w kooperacji z firmą Mostostal Warszawa.

Właściwe na każdym etapie tego projektu pojawiały się problemy, od samego początku ja się zrodziła ta idea, to był szereg problemów. Odwołuję się do tego, co mamy teraz z ECFC, wtedy to się udało, ale też wydaje mi się - a wiem, że tego nie powiesz sam - ale ważna była ta determinacja, determinacja Twoja konkretnie i ta wiara, że ten projekt będzie sukcesem, że się uda i że ta sala będzie niezwykła i będzie niezwykłym miejscem dla naszego miasta. Też wiedziałeś, to bo miałeś za sobą te doświadczenia, o których wspomniałeś. Wieloletni menadżer Nocnej Zmiany Bluesa, twórca najpopularniejszej, naprawdę pięknej, zabytkowej restauracji w Brodnicy. Miałeś już za sobą te doświadczenia, miałeś wiedzę  i czułeś, że to będzie dobry projekt. To się udało, ale był taki moment, że tak naprawdę większość, oprócz pewnie Ciebie i prezydenta Zaleskiego, mówiła, że to się nie uda, to jest za drogie, tam nikt nie będzie chciał śpiewać, grać. Jest zupełnie inaczej. 

Grzegorz Grabowski: Za sukcesem tego projektu stała duża grupa ludzi. Oczywiście ja wtedy stałem na czele spółki, ale żeby nie determinacja ówczesnych władz, na czele z prezydentem Zelewskim, żeby nie dobry nadzór plus ekipa inżynierów, którzy budowali to, to pewno by się nie udało. Ale jednym z naszych sukcesów było to, że ten Mostostal, którego się obawialiśmy, przysłał nam tu dobrych ludzi. Od początku do końca tej inwestycji, to kierownictwo było to samo, nie zmieniało się. Był dyrektor Arkadiusz Biniek, dyrektor projektu, kierownik budowy Robert Kiezik, nadzór stabilny i to było gwarancją sukcesu. Ale dodam jeszcze, że jednym z elementów, który spowodował, że to się udało, to było to, że umowy z wykonawcą były tak zawarte, że gwarantowały w pierwszej kolejności wypłaty pieniędzy podwykonawcom. Wiadomo, że na tak duże inwestycje firma, która wygrała przetarg, sama tego nie zrealizuje. Ona się opierała o wykonawców, w pewnym momencie na placu budowy było 40-50 podwykonawców. I myśmy tak skonstruowali tę umowę, że w pierwszej kolejności podwykonawcy wystawiali faktury i te środki płynęły bezpośrednio do nich. Nie płynęły do Mostostalu, do Warszawy i tam nie wiadomo, gdzie w tym wielkim worku i w jaki sposób były rozdysponowane. Wszyscy byli opłaceni bezpośrednio przez nas, nikt nie ogłosił upadłości i mógł wykonywać swoją robotę i dalej funkcjonować. 

Czyli tutaj ten przepływ finansowy miał bardzo taki zdrowy charakter. Ale wiesz, ja wierzę, że te wszystkie takie techniczne, one Cię wtedy pochłaniały, bo ile razy widziałem Cię w tym okresie, kiedy to było budowane, to naprawdę byłeś pochłonięty tą budową. I naprawdę to też cały czas działo się, pamiętam, w takiej atmosferze, gdzie jednak pojawiały się te opinie, że to jest naprawdę inwestycja wykraczająca ponad możliwości Torunia, bo tak się też o tym pisało. Powiedz, czy to, bo na pewno pojawiały się różnego rodzaju napięcia w tych nawet relacjach z prezydentem. Powiedz, co było najbardziej stresujące, takie, że umownie trudno było Tobie niektóre sytuacje znieść, wytrzymać. Co było najbardziej stresujące w tym całym procesie budowania, jeśli chodzi także o te relacje z prezydentem Zaleskim, wymagające, jakby nie patrzeć, wszyscy to wiedzieli. 

Grzegorz Grabowski: Mieliśmy ograniczenie w postaci terminu, to było 30 miesięcy i w postaci budżetu, bo to było 180 kilka milionów netto i nie można było tego przekroczyć, bo tych pieniędzy więcej nie było. Natomiast, jeśli chodzi o nadzór, to odbywały się takie zespoły pod kierownictwem prezydenta, gdzie siedziało 30 osób i…

Szedłeś z duszą na ramieniu. 

Grzegorz Grabowski: Tak powiem: próbowały, no starały się w jakiś sposób nadzorować, wypowiadać swoje opinie. Kolejnym zespołem, który nas nadzorował, to był zespół powołany przez Marszałka Województwa, no bo tam były środki unijne i też mieliśmy takich tak zwanych kontrolerów, a do tego, co tydzień odbywała się rada budowy i tam te decyzje w szczegółach, no niestety musiałem podejmować ja, jako kierownik zamawiającego. To nie było proste, no nie jestem budowlańcem, budowa to organizm żywy, pojawiały się różne problemy, trzeba było podejmować decyzje. Owszem, miałem tak zwany nadzór budowlany inwestorski, miałem zespół prawników, miałem kilku inżynierów, ale oni przedstawiali mi nie jedno, a szereg rozwiązań i... 

Trzeba było wybrać. 

Grzegorz Grabowski: Byłem zobowiązany do podejmowania tych decyzji. Finalnie okazało się, że te decyzje w większości były trafne, obiekt został oddany w czasie i w budżecie, który został zaplanowany, ale sytuacji było wiele. Jak wiemy, ta sala była budowana jako obiekt wielofunkcyjny, czyli miała służyć do prezentacji różnych gatunków muzycznych, ale też jako Centrum Kulturalno-Kongresowe. Tam było wiele ustrojów, które wpływały na zmianę akustyki, bo skoro miał to być obiekt, w którym prezentuje się różną muzykę, no to wszyscy wiemy, że to wymaga różnej akustyki, czyli różnej długości dźwięku i trzeba było poprzez zmianę kubatury budynku wpływać na długość dźwięku. Tam były takie ustroje jak choćby ruchome sufity. To był element, który wzbudzał największe emocje. Pięć wielkich elementów, które wiszą nad głową i są jeszcze do tego przesuwane. Były przynajmniej trzy projekty odnośnie poruszania tymi sufitami.

To tylko część naszego wywiadu. Całość możesz obejrzeć i wysłuchać poniżej.

***

Radio Toruń to medium, które tworzą dziennikarze ototorun.pl. Redaktorem naczelnym stacji jest Tomasz Kaczyński. Radia Toruń można słuchać za pośrednictwem cyfrowych odbiorników DAB + oraz przez ototorun.pl - w wersji desktopowej oraz mobilnej lub przez Radio HOST - TUTAJ.

Redakcja Radia Toruń znajduje się w tym samym lokalu, co redakcja ototorun.pl, czyli w wieżowcu przy Szosie Chełmińskiej 26, a konkretnie na dziewiątym piętrze.

Aplikacja ototorun.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: Oto Toruń Aktualizacja: 02/12/2025 08:56

Wróć do