Bartosz Walterski: Goście uczą się razem z nami

– Myślę, że coraz częściej ludzie wiedzą, dokąd idą i po co. Goście uczą się razem z nami. Prawdopodobnie większość z nich już dawno wybrała, co lubi jeść i gdzie – mówi w rozmowie z "Oto Toruń" szef kuchni w Hotelu Rubbens&Monet Bartosz Walterski.

„Oto Toruń”: Co przyciąga ludzi do restauracji Hotelu Rubbens&Monet?

Bartosz Walterski: Myślę, że tradycja. Przemycamy w naszej kuchni to, czego nas nauczono, wracamy do domowych smaków. Nie zapominamy o tym, co jedliśmy dekadę czy dwie temu. Jednocześnie staramy się dostosować nasze menu do trendów. To też jest ważne. Obecnie lubimy jeść zdrowo i koniecznie kolorowo. Naszą kuchnię można by nazwać kuchnią staropolską, choć prawda jest taka, że wprowadzamy do niej nowe techniki kulinarne. Może nie te najbardziej nowoczesne, bo to nie jest zgodne z naszym zamysłem. Nie do tego dążymy. 

Jakie jest sztandarowe danie Waszego lokalu? 

Od dawna robimy dobry żurek. Jest w karcie od wielu lat i nigdy z niej nie znikał. Inne dania pojawiają się na dłuższy okres jak chociażby duszone żeberka. Jeżeli ktoś chce się najeść, to żeberka są idealnym pomysłem. Ale staramy się nie robić tzw. dań warszawskich, które są kolorowe i wymyślne, nie wiadomo, w jaki sposób je jeść, jak nazwać. Umiemy przyrządzać takie potrawy, ale nie wprowadzamy ich do menu. Mamy stałych klientów, których nie chcemy stracić i rozczarować.

Nie wydaje się Panu, że najnowsze trendy kulinarne, kolorowe i wymyślne dania niekiedy onieśmielają klientów restauracji? 

Wydaje mi się, że klient, wybierając restaurację, powinien być świadomy tego, czego może się spodziewać. Myślę, że coraz częściej ludzie wiedzą, dokąd idą i po co. Goście uczą się razem z nami. Prawdopodobnie większość z nich już dawno wybrała, co lubi jeść i gdzie.

Jacy klienci Was odwiedzają? 

Mamy oczywiście gości z Łysomic i Osieka. Odwiedza nas też coraz więcej klientów z osiedla JAR. Nie ma co ukrywać, że naszym atutem, oprócz kuchni, jest okolica i duży parking. Na starówce nie zawsze można bez problemu zaparkować i iść zjeść. Niektóre osoby wracają do nas po 2 czy 3 latach. Kiedyś szef zapytał mnie, czy moglibyśmy stworzyć danie, które promowałoby naszą restaurację. Ale tak naprawdę mamy wiele takich potraw, dla których ludzie przyjeżdżają. Gdy ktoś wraca do nas po kilku latach, bywa tak, że dań, na które ma ochotę, nie ma już w karcie. Zdarza się, że klienci są wówczas niezadowoleni. Staramy się jednak odświeżać nasze menu. W okresie zimowym wracamy do golonek, kasz. Latem królują ryby i steki z grilla, są też ziemniaki w mundurkach czy lekkie sałatki. 

A co z konferencjami i spotkaniami biznesowymi?

Z racji tego że mamy dwa obiekty hotelowe, to z roku na rok organizowanych jest coraz więcej konferencji oraz wesel. Staramy się sprostać oczekiwaniom zarówno klientów indywidualnych, biznesowych, jak i narzeczonych  - większość z nich posiłki je w naszej restauracji. U nas nie kategoryzuje się klientów. O wszystkich dbamy tak samo.

Co jeszcze wyróżnia restaurację Hotelu Rubbens&Monet na tle innych miejsc?

Zawsze słynęliśmy z tego, że nie kupujemy półproduktów. Mimo tego że brakuje personelu, my nadal robimy własne pierogi, paszteciki, swojski makaron. Tak było 10 lat temu i tak jest nadal, staramy się te tradycje utrzymywać. Czasami nawet w najlepszych hotelach używa się zup w proszku. U nas tego nie ma. Wszystko robimy własnymi rękoma. Mamy siedmiu kucharzy, pracujemy razem już od kilku lat. Choć różnimy się, jeśli chodzi o charakter, to dobrze się dogadujemy. Muszę jednak przyznać, że gdy w weekendy zdarza się, że zajętych jest kilka stolików, po 10-12 osób przy każdym, otwarcie mówimy klientom, że muszą poczekać. Ale zainteresowanie i tak jest duże, nie narzekamy na brak pracy. Jeżeli przyjdzie ktoś do naszej restauracji, to ma pewność, że nie wyciągniemy mu z  zamrażarki starego jedzenia. 

Rozmawiał Tomasz Kaczyński.

Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Polub nas na Facebooku