
- Kiedy dochodzi do sytuacji, w której pojawia się konflikt, nie chcę nakręcać podziału i agresji. Nie chcę generować negatywnych emocji. W pewnych sytuacjach lepiej się wycofać. Ja też się denerwuję, jestem tylko człowiekiem, ale staram się łagodzić konflikty. Dobro gminy i mieszkańców jest najważniejsze - mówi w rozmowie z naszym portalem wójt gminy Obrowo Andrzej Wieczyński.
Oto Toruń: Od 2002 roku jest Pan Wójtem Gminy Obrowo. Wcześniej był Pan w Radzie Gminy i Radzie Powiatu Toruńskiego. Proszę powiedzieć, dlaczego zdecydował się Pan zostać samorządowcem i zająć się pracą na rzecz innych. Nie miał Pan wówczas nawet trzydziestu lat.
Andrzej Wieczyński: Pracę w Urzędzie zacząłem w marcu 1987 roku, krótko przed Dniem Kobiet. Szukałem zatrudnienia i jedna z pań z miejscowości, w której mieszkałem, powiedziała: Może zdecydowałbyś się na pracę w Urzędzie. Potrzebna jest osoba do zajmowania się obroną cywilną, zgromadzeniami, stowarzyszeniami. Po namyśle powiedziałem: Dobra! Pani Woźny, ówczesna naczelnik zdecydowała, że mnie przyjmie.
Później kandydowanie. Najpierw była Rada Gminy. Ktoś Pana zachęcił? Poparł?
Po prostu coraz bardziej poznawałem problematykę społeczną, samorządową. Chciałem się w to angażować. Sam często zadaję sobie pytanie, dlaczego poszedłem akurat w tym kierunku, dlaczego akurat samorząd. Zawsze jest mi bliski człowiek.
Z wykształcenia jest Pan socjologiem.
Socjologia dała mi bardzo dużo.
Wybrał Pan ten kierunek, ponieważ szeroko rozumiane społeczeństwo było w centrum Pana zainteresowań?
Od dziecka byłem związany z rodziną strażacką i Ochotniczą Strażą Pożarną. Spotkania, dyskusje. Tata, bracia, sąsiedzi działali w OSP. Byłem świadkiem wielu akcji, gaszenia domów i związanych z nimi tragedii rodzinnych. Od samego początku rodziło się we mnie przekonanie, że chciałbym pomagać innym. Oczywiście wrażliwość kształtują też przeżycia rodzinne, całe dzieciństwo. Nie ukrywam, że w czasach powojennych było trudno. Nie było tak jak teraz. Na wszystko trzeba było zapracować. Moja osobowość kształtowała się przez wiele lat.
W wyborach do Rady Powiatu osiągnął Pan bardzo dobry wynik. To miało wpływ na Pana dalsze decyzje?
Właśnie to pozwoliło mi stwierdzić, że to, co robię, jest ważne dla mieszkańców. Szukanie wspólnej drogi i rozwiązań zostało ze mną do dziś. Okazało się, że warto być dobrym. Wiem, że nie jestem ideałem, ale kieruję się tym, żeby dobra było w naszym życiu jak najwięcej. Dzięki temu pojawi się życzliwość. Uważam, że tylko w ten sposób może powstać wspólnota lokalna. Myślę, że moje pokolenie sporo doświadczyło. Pamiętamy dawne czasy i dlatego czasami trudno zgodzić mi się z krytyką, która mówi, że nic się w gminie nie zmienia.
A jak te zmiany przebiegały? Kiedy zrozumiał Pan, jakie są najpilniejsze sprawy do załatwienia?
Pamiętam, jak w 1965 roku oddano 800 metrów drogi z Obrowa do Osieka i to było wielkie wydarzenie. Wtedy funkcjonowały tzw. gromadzkie rady. Ludzie przychodzili i pracowali społecznie. Chcę zwrócić uwagę, że inwestycje zawsze wynikają z potrzeb ludzi. Dlatego słucham mieszkańców i jestem wdzięczny, że na swojej drodze samorządowej spotkałem osoby, które akceptowały obrany kierunek budowania naszej gminy.
2002 rok. Stanął Pan na czele gminy. Wziął Pan na siebie tę odpowiedzialność. Co było dla Pana wówczas najtrudniejsze?
Od początku byłem przekonany, że siłą samorządu jest jedność. W trakcie pierwszej kadencji mnóstwo czasu poświęciłem na spotkania z mieszkańcami. Jeździliśmy na różne wydarzenia. Rada Gminy przed 2002 rokiem była bardzo skłócona. Podobnie część społeczeństwa. Załagodzenie tych sporów to ogrom pracy. Wiedziałem, że jeżeli będzie jedność i współpraca, to byłem pewien, że możemy zrobić coś dobrego dla gminy.
Czy to, że czuł Pan, iż potrafi słuchać ludzi, miało wpływ na decyzję o startowaniu w wyborach na stanowisko wójta? Myślał Pan - chcę i mogę to zmienić, będą w stanie pomóc mieszkańcom?
Dużo nauczyłem się od swojego szefostwa. Pani Woźny najpierw była naczelnikiem, później wójtem. Pokazała nam to urzędnicze, samorządowe życie. Bardzo ważna w tym wszystkim jest pokora. Zawsze byłem otwarty na innych ludzi i na ich perspektywę. Starałem się docierać do człowieka i zrozumieć jego problemy.
I co okazało się priorytetem? Na co postawił Pan w pierwszej kolejności?
Po pierwsze gospodarka wodno-ściekowa. Starsi mieszkańcy jeszcze to pamiętają. Poprzednia Rada przekazała w ręce prywatne całe zarządzanie w tym aspekcie. Brakowało wody. Zaniedbania były ogromne.
Z czego one wynikały?
Według mnie to kwestia skomplikowanej struktury zarządzania.
Jaki to miało wpływ na funkcjonowanie gminy?
Jesteśmy samorządem, gdzie duże znaczenie ma rolnictwo. Pamiętam telefony, w których informowano, że nie ma czym napoić bydła. Kto hodował krowy np. dla produkcji mleka, miał ogromny problem. Dla mnie było to bardzo ciężkie chwile. Był taki moment, że pytałem siebie: “W co ja się władowałem?”
Jednak Pan i Rada Gminy zdecydowali się na duże inwestycje.
To było absolutnie kluczowe, zwłaszcza woda. Wiedzieliśmy, że trzeba działać szybko. Pierwszym przedsięwzięciem było przygotowanie studni głębinowej, później stacja uzdatniania wody. To ogromne pieniądze. Razem z Radą podjęliśmy decyzje o takich inwestycjach, które były fundamentalne dla życia w gminie.
Konieczna była budowa kanalizacji i wodociągów. Modernizacja oczyszczalni, likwidacja starej oczyszczalni, połączenie z Toruńskimi Wodociągami za pomocą dwóch kolektorów. Pamiętam słowa jednego z mieszkańców Silna, który podkreślił wówczas, że te inwestycje dają ogromne możliwości rozwoju dla jego miejscowości. Teraz mamy rozbudowaną kanalizację z przyłączeniami, a sieć wodociągowa (z przyłączeniami) to dziś ponad 360 kilometrów. Mamy obecnie również ponad 70 kilometrów dróg. To ogromne inwestycje, oczywiście absolutnie podstawowe, ale przez wiele lat tego nie było.
Wszystko szło gładko, czy pojawiały się trudności w realizacji tych przedsięwzięć?
Zdarzały się nieprzespane noce. Pamiętam, kiedy zdecydowaliśmy się na budowę 15 kilometrów dróg asfaltowych. Ministerstwo Finansów kierowane wtedy przez Ministra Rostowskiego nasze wierzytelności od razu sklasyfikowało jako dług. Od razu alarm. A przecież to, co założyliśmy, zostało zrobione i miało wymierne korzyści dla gminy.
Finansowanie długiem to pomysł na zapewnienie środków na rozwój?
Jedna z opcji. Jeżeli kredyt czy pożyczka są dobrze zainwestowane i dzięki nim powstaną inwestycje, które przynoszą dochody gminie, to warto pozyskać takie środki. Można je później spokojnie spłacać.
Ale powstają zobowiązania, które trzeba regulować.
Często podkreślam, że jako gmina moglibyśmy mieć zerowe zadłużenie. Był taki moment, że Toruń był całkiem mocno zainteresowany przejęciem części gospodarki wodno-ściekowej naszej gminy. Spółka wykonywałaby zadania dla mieszkańców i osiągała dzięki temu przychody. Jednak nie o to chodzi. To, co zbudowaliśmy, ma pomóc wypracować środki na spłatę i za 20-30 lat to będzie już nasze.
Coś za coś. W jaki sposób to zmienia gminę, którą Pan kieruje?
Przyłączenie się do Torunia załatwiło większość problemów, jeżeli chodzi o ciśnienie wody, możliwości przyłączenia się do sieci kanalizacyjnej, oczyszczania wody. Stara oczyszczalnia była niebezpieczna, nie było nawet możliwości jej rozbudowy. Teraz mamy przepompownię dla całej gminy. Zgłaszają się do nas także firmy, które są zainteresowane inwestycją na 2-3 hektarach i podłączeniem się do naszej sieci. To są właśnie możliwości, o których mówiłem wcześniej.
Pierwsza kadencja to gospodarka wodno-ściekowa. Coś jeszcze?
Oświata. Ze względu na potrzeby inwestycji w szkołach, ale również starania się o dofinansowanie zewnętrzne. Wiadomo, że nie można tych środków otrzymać na każdy projekt. Dlatego na samym początku te dwa obszary były w centrum zainteresowania.
Pierwsza była inwestycja w Osieku nad Wisłą. W 2002 roku toalety znajdowały się jeszcze na zewnątrz. Była to mała szkółka z charakterystycznym dużym kominem. Co więcej, w całej gminie była tylko jedna sala gimnastyczna.
Skoro mówimy o inwestycjach w szkołach, toczy przygotowanie rozbudowy placówki w Brzozówce to najtrudniejsza inwestycja do tej pory?
Na pewno największa.
A czy najtrudniejsza, jeżeli chodzi o przygotowanie?
Trzeba było zapewnić na to pieniądze. Inwestycja będzie miała powierzchnię aż 2,3 tys. mkw. Były głosy, że za późno się na to zdecydowaliśmy. W zeszłym roku Powiat Toruński rozpoczął swoją inwestycję w naszej gminie, która kosztuje 6,76 mln zł, a to przedsięwzięcie niemal o połowę mniejsze, jeżeli chodzi o wielkość. Szkoła w Brzozówce - tam uczyły się jeszcze moje dzieci - była już wcześniej dwa razy rozbudowywana. To trzecia inwestycja w tym miejscu. Najpierw była wyremontowana, później rozbudowana i wybudowano salę gimnastyczną, a teraz przechodzi kolejną rozbudowę i pojawi się przedszkole. Jednak to konieczne, ze względu na liczbę osób, które wprowadzają się do tej miejscowości.
Cały czas podejmujemy też projekty związane z infrastrukturą wodno-kanalizacyjną. W tym roku rozpoczęliśmy kolejną inwestycję za ponad 6,3 mln zł w Osieku nad Wisłą. Nie byłoby nowych mieszkańców, inwestorów i rozwoju gminy, gdybyśmy nie realizowali tych projektów. W 2021 roku zakończyła się rozbudowa szkoły w Obrowie.
Chciałbym podkreślić jeszcze jedną kwestię. W trakcie pierwszej kadencji udało się nam zorganizować transport dla niepełnosprawnych dzieci. Wtedy nikt tego nie robił. My te dzieci „wyciągnęliśmy” z domów. W obiekcie po byłej szkole w Skrzypkowie udało się zapewnić im opiekę i na 6-8 godzin dziennie te dzieci mogły wyjść z domu. Kiedy się z nimi spotykałem, mówiły do mnie nie wójt, a wujek. To było autentyczne podziękowanie. Rodzice też mogli chwilę odetchnąć. To się u nas zaczęło. Później przejął to Powiat Toruński.
Spójrzmy jednak na to z perspektywy kampanii wyborczej. Na co w kolejnych kadencjach Pan stawiał i czym, zamierzał „porwać ludzi”?
Lokalne instytucje, remonty świetlic, kultura. Przegląd Kapel Ludowych, powrót dożynek. Teraz to jest wielkie gminne święto. Mało osób o tym wie, ale ludzie i sponsorzy sami się do nas zgłaszają. Otrzymujemy od nich produkty. Myślę, że to przykład dużego zaufania. Gdyby Urząd był inaczej odbierany, nie byłoby tej pomocy. Kilka lat temu, dzięki wsparciu ze środków unijnych zorganizowaliśmy dożynki, na których wystąpiła Golec uOrkiestra. Wówczas w Głogowie bawiło się kilka tysięcy ludzi.
Wspominał Pan o swoich bliskich związkach ze strażą pożarną. To ważna instytucja w takiej gminie jak Obrowo?
Problemy bezpieczeństwa publicznego, to, z czym trzeba się mierzyć podczas wypadków i zdarzeń nauczyło mnie, że musimy być dobrze przygotowani. Dlatego nasi druhowie mają świetne wyposażenie. Po ogromnych zniszczeniach, które wyrządziła w 2015 roku trąba powietrzna w Zawałach, musieliśmy wyciągnąć wnioski.
To jeden z najtrudniejszych momentów w historii gminy. Jak Pan wspomina tamte wydarzenia?
Coś strasznego, ogromna tragedia. Domy zburzone. Pomagaliśmy, jak tylko mogliśmy. Pewnie jeszcze do dziś w kraju są miejsca, które po takich zdarzeniach są niezagospodarowane. A tymczasem w Zawałach już po kilkunastu miesiącach ludzie mogli wprowadzić się do odbudowanych domów. Pomogli ludzie - wspaniali ludzie. Doświadczyliśmy wówczas tego, na czym zawsze mi zależało, czyli poczucie solidarności. Szkoda tylko, że w tak tragicznych okolicznościach.
Wróćmy jeszcze do kultury ludowej. Dlaczego jest ona tak istotna? Chciał Pan podkreślić lokalną specyfikę, czyli to, co jest najbliżej mieszkańców?
Dużo pomysłów miał tutaj nieżyjący już Michał Kokot. Rozmawialiśmy o nich i udawało się to wprowadzić w życie.
Co chciałby Pan zrobić, zanim odda Pan stery w gminie?
Chciałbym, żeby powstało miejsce z prawdziwego zdarzenia dla kultury. Był taki pomysł na zagospodarowanie tarasu nad Wisłą. To teren o powierzchni ok. 6 ha. Chciałem to uporządkować. Pomóc mógł nam Urząd Marszałkowski. Moją propozycją było upamiętnienie tych wszystkich osób, które tworzyły kulturę: mnóstwo kapel, świetny teatr w Skrzypkowie. Chciałem stworzyć miejsce twórców ludowych z ogromną tablicą upamiętniającą te wszystkie osoby. Nie dlatego, że jestem przeciwnikiem Michała Kokota (zwyczajowo mieszkańcy nazywają taras imieniem tego artysty i twórcy - przyp. red.). Jestem pewien, że gdyby żył zgodziłby się z tym pomysłem. Na takie przedsięwzięcie po prostu łatwiej zagwarantować środki zewnętrzne.
Ma Pan na myśli dom kultury, salę koncertową, jakiś amfiteatr?
Mam na myśli obiekt, który pozwoliłby dużej liczbie osób spędzać czas w ciekawy sposób. Uczestniczyć i organizować wydarzenia. Moim marzeniem było, żeby udało się co najmniej przygotować dokumentację dla tego zadania. Wokół tej sprawy zaczęło robić się, że tak powiem politycznie i dlatego odstąpiłem od tego pomysłu.
A jest coś, co ewidentnie Panu nie wyszło?
To właśnie to, co wskazałem wyżej. Kiedy dochodzi do sytuacji, w której pojawia się konflikt, nie chcę nakręcać podziału i agresji. Nie chcę generować negatywnych emocji. W pewnych sytuacjach lepiej się wycofać. Ja też się denerwuję, jestem tylko człowiekiem, ale staram się łagodzić konflikty. Dobro gminy i mieszkańców jest ważniejsze.
Czy z perspektywy lat zmieniło się Pana zachowanie? Czy w 2002 roku był Pan innym człowiekiem niż teraz? Nauczył się Pan spokojniej podchodzić do pewnych spraw, czy też nie zmienił się Pan?
Myślę, że jeżeli człowiek od samego początku jest zimny, twardy, obojętny to nie może być włodarzem. Jeżeli jest się człowiekiem wrażliwym, reaguje się na to, co się wokół niego dzieje. Na pewno nie jestem zimnym draniem.
Tę kwestię podkreślał Pan już kilkukrotnie. Może więc w tym czasie zmieniły się potrzeby mieszkańców?
Od kiedy jestem samorządowcem, czyli przez 35 lat słyszałem mnóstwo różnego typu problemów. Czasami czuję się jak spowiednik… Ludzie potrzebują rozmowy. Zawsze zwracałem szczególną uwagę na to, jak traktowane są osoby, które przychodzą do urzędu.
Wrażliwość, o której często Pan wspomina, ma duże znaczenie, także w tym przypadku.
Oczywiście. Bardzo mnie denerwuje, kiedy ktoś przychodzi do Urzędu i musi siedzieć, czekać. Rozumiem, że kiedy są załatwiane inne sprawy, to dana osoba musi poczekać. Jednak nie może być tak, że nikt się nią nie interesuje, nie podejdzie i nie zapyta. Nawet jeżeli konkretnej osoby nie ma w pracy, interesant nie może czekać godzinami. Na to jestem bardzo „uczulony”.
Zatem powiedzmy coś o ludziach, z którymi Pan pracuje w Urzędzie. Kim oni są? W jaki sposób kompletował Pan ekipę. Jaką filozofię Pan stosuje, dobierając swoich współpracowników?
Ze starej ekipy są trzy osoby. Pani Sekretarz Mirosława Kłosińska, Pani Małgosia Gerus, kierowniczka Urzędu Stanu Cywilnego i ja. Pozostałe osoby to - czasami używam tego określenia - moje dzieci samorządowe. Nie zamykam się w gabinecie, obserwuję osoby, które podejmują staż bądź chcą podjąć pracę. Jeżeli ktoś ma w sobie odrobinę wrażliwości, to można takiego urzędnika odpowiednio ukierunkować i przygotować do pracy dla samorządu. Najlepszym instrumentem badawczym w socjologii jest obserwacja.
Obecnie mam naprawdę fajną grupę ludzi wokół siebie. Doceniamy wartość pracy. Są sytuacje, że trzeba przygotować ważny dokument. Nieraz pracownicy zostają dłużej albo przygotowują w takich sytuacjach pisma już w domu. Bardzo im za to dziękuję. Wiem, że opinia o pracy Urzędu jest dobra. Nie wszystko da się załatwić, ale zawsze trzeba spróbować.
To może teraz trochę liczb. W 2002 roku w budżecie gminy po stronie wydatków było 11,17 mln zł 2012 rok - czyli kiedy zaczęła rosnąć liczba mieszkańców gminy 31,5 mln zł, a na 2022 rok w budżecie zapisano wydatki na poziomie prawie 95 mln zł. Również wyniki Narodowego Spisu Powszechnego pokazują, że w ostatnich latach gmina dynamicznie się zmieniła.
Nie tylko NSP, ale też inne rankingi potwierdzają, że jesteśmy postrzegani jako dobra gmina do życia. Najmłodsza gmina w województwie. Świetnie wypadliśmy też w dokumencie pn. Program Rozwoju Powiatu Toruńskiego na lata 2021 – 2030. Szczerze mówiąc, to było lekarstwo na mój smutek. Podkreślam, że nasza gmina będzie silna, że rośnie, że jest gotowa na wyzwania przyszłości. Obiektywne zewnętrzne dane pokazują, że kierunek rozwoju gminy był właściwy. Nie mówię, że wszystko było idealnie, być może pewne rzeczy zrobiłbym inaczej, ale te kluczowe inwestycje, które zostały zrealizowane, były słuszne.
Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast w ostatnich latach mówią, że coraz trudniej być samorządowcem. Potwierdza Pan takie opinie?
Pojawiają się nowe zadania, ale ja jestem daleki od polityki. Jestem osobą bezpartyjną. Boję się, że jeżeli będziemy podchodzić do życia samorządowego coraz bardziej politycznie może się to źle skończyć. Włodarz musi dostrzegać ludzi. Oczywiście jest trudniej kierować samorządem ze względu na uwarunkowania zewnętrzne. COVID i wojna wpłynęły na wszystkie dziedziny życia. Boję się tej sytuacji na świecie. Jestem „za mały”, żeby definitywnie powiedzieć, co może być dalej. Czy wrócimy do normalności, czy to początek czegoś, czego byśmy nie chcieli? Nie wiem. Nie chcę nikogo oceniać. Jestem w stanie poprzeć każdą opcję polityczną, która pomoże rozwijać się nasze gminie. Jedni mówią: PIS-owiec, inni: komunista. Ja nie patrzę na poglądy polityczne.
Jak Pana zdaniem na funkcjonowanie gminy wpływa sytuacja 9:6 znana z głosowań na sesjach Rady Gminy w tej kadencji?
Może ktoś powie, że to nie jest dobre, ale przez cztery kadencje mieliśmy jedność podczas głosowań, ale to było wypracowane podczas komisji. Siedzieliśmy godzinami i ustalaliśmy wspólne stanowisko. Każdy temat szczegółowo omawialiśmy, a na sesję szliśmy w pełni przygotowani z dokładnie przepracowanym tematem uchwały czy inwestycji. Teraz jest inaczej. Trudno pracuje się w takiej sytuacji. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że są dwie grupy. Chciałbym, żeby to była jedna rodzina. Oczywiście w rodzinie różnie bywa, ale wspólnie musimy pracować dla gminy.
W gminie Obrowo ruszyła dystrybucja węgla. Jak przebiegały przygotowania?
Sprawnie dogadaliśmy się z lokalnymi firmami, za co jestem im bardzo wdzięczny. Ich życzliwość pokazuje, że kiedy potrzebowali pomocy, mogli na nią liczyć z naszej strony. Teraz firmy pomagają nam w realizacji tego obowiązku. W czterech współpracujących z nami składach są już partie węgla, które zgodnie ze wskazaniami władz państwowych, sprzedajemy mieszkańcom.
Koszty i w ogóle dostęp do źródeł ciepła oraz prądu okazują się w tym roku fundamentalną kwestią. Jak wygląda kwestia transformacji energetycznej w gminie?
Mam na ścianie powieszone kilka dyplomów i wyróżnień, które zostały przyznane naszej gminie w różnych konkursach dotyczących energii odnawialnej zwłaszcza fotowoltaiki. To ogromna zasługa mieszkańców, którzy brali udział w tych programach. My włączaliśmy się w te przedsięwzięcia, ale widzę, że nasi mieszkańcy są bardzo proekologiczni. Przy gminnych inwestycjach wykorzystujemy panele fotowoltaiczne oraz pompy ciepła.
Skończył Pan w tym roku 60 lat. Był taki moment, że miał Pan po prostu dość?
Był taki moment, że chciałem zrezygnować.
A co się do tego przyczyniło?
Zmęczenie i bardzo nieładne zachowania wobec mnie. Nie chcę do tego wracać, ale to były naprawdę poważne sprawy, które mocno zabolały.
Kiedy to się działo?
W trakcie mojej trzeciej kadencji. Jednak kryzys minął, a w kolejnych wyborach dostałem jeszcze więcej głosów.
Wiemy, że Wójt nie lubi mówić o tym, co dobrego zrobił dla innych, ale jednak mieszkańcy o tym pamiętają. Słyszeliśmy, że po ostatnim pożarze w Brzozówce był Pan na miejscu po kilkunastu minutach…
Nie ma o czym mówić. Nie chcę, żeby ktoś zarzucał, że robię coś na pokaz. Wolę w ten sposób. W moim życiu mi też spora grupa ludzi pomagała.
Jako samorządowiec z 20- letnim stażem, jak Pan wyobraża sobie gminę Obrowo za 20 lat? Jak ona powinna funkcjonować?
Na pewno będzie to silny samorząd, który powinien poradzić sobie z różnymi zawirowaniami. To samorząd przygotowany do dalszych inwestycji i będzie to realizowane.
Na koniec - jakie są Pana zdaniem cechy dobrego wójta?
Można o tym długo mówić: wykształcenie, doświadczenie, znajomość prawa. To wszystko jest do nauczenia…Odpowiem jednak w ten sposób: dobry wójt przede wszystkim patrzy na drugiego człowieka jak na swojego brata. Jeżeli to się uda, to jest OK.
Rozmawiali: Tomasz Kaczyński i Arkadiusz Kobyliński
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia i okolic? Polub nas na Facebooku
Przeczytałeś właśnie artykuł na stronie www.ototorun.pl. To portal internetowy, który codziennie odwiedza kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Torunia i regionu. To doskonała witryna do wypromowania swojej marki czy firmy. Zaufało nam już wiele prestiżowych firm z naszego miasta. Jesteś zainteresowany reklamą? Napisz na e-mail: t.kaczynski@ototorun.pl.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie