
W Toruniu stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych podprowadzających podczas zawodów żużlowych. Wielu kojarzy ja też z branżą fashion i fotomodelingiem. Dziś jest dziennikarką sportową. Dziewczyna z Bydgoszczy, ale od lat kojarzona z Toruniem. Rozmowa z Marcelina Rutkowską.
Oto Toruń: Kiedy w Twoim życiu zaczął liczyć się żużel?
Marcelina Rutkowska: Właściwie moja przygoda z tym sportem zaczęła się kiedy na Motoarenie organizowane było pierwsze Grand Prix. Działałam już wtedy trochę w modelingu i zaproponowano mi pracę w roli grid girl. Oczywiście zgodziłam się, ale wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, czym jest żużel. Szybko jednak czarny sport skradł moje serce. I teraz kiedy rozumiem już dużo więcej z dużym zaangażowaniem śledzę to co dzieje się w tej dyscyplinie.
Czyli można powiedzieć, że jesteś siedem lat z tą dyscypliną.
Tak. Bardzo podobały mi się początki mojej przygody z tą dyscypliną. Przede wszystkim zafascynowała mnie ta atmosfera, pełne trybuny. Wiedziałam oczywiście, że taki sport jest, ale nie miałam pojęcia, że cieszy się w Polsce aż takim zainteresowaniem. Grand Prix w 2010 niejako otworzyło nowy rozdział w moim życiu. Potem dostałam propozycję pracy jako podprowadzająca już w sezonie ligowym.
Od razu w toruńskim klubie?
W toruńskim, chociaż jestem bydgoszczanką (śmiech). Oczywiście zgodziłam się. Stworzyłyśmy z dziewczynami świetny team i naprawdę bardzo miło wspominam ten okres. Z klubem i Motoareną nadal jestem związana, ale nie ukrywam, że z rozrzewnieniem wspominam te czasy kiedy pracowałam jako podprowadzająca.
Dobra decyzja. Cofnijmy się trochę wstecz. Co było przed speedway'em?
Wcześniej zajmowałam się pracą w roli hostessy. Troszkę modellingiem, ale traktowałam to bardziej jako hobby, które czasem dawało jakąś szansę zarobienia pieniędzy. Ponadto się uczyłam, poszłam na studia. Pracowałam więc dorywczo i poświęcałam czas głównie nauce.
Wtedy myślałaś, że będziesz się zajmować...
Trudne pytanie. Myślałam, że wszystko co będę chciała w przyszłości robić, wyjdzie w praniu (śmiech). Nie byłam w stanie określić co konkretnie będę robić. Myślałam, że będę miała dużo wspólnego z turystyką. Kończyłam szkołę i studia o takim profilu. Aczkolwiek dużo rzeczy musiałam zweryfikować. Potem pojawiły się wątki konferansjerskie, reprezentowania firm, elementy dziennikarstwa. Kiedy tego spróbowałam, to stwierdziłam, że to jest to.
Teraz jesteś dziennikarką sportową. Kto Ci zaproponował to stanowisko?
To naczynia połączone. Pracuję dla Eurosportu, bo to był splot szczęśliwych zdarzeń i wielu osób, które stanęły na mojej drodze - pozytywnie oczywiście. Nawiązałam kontakt z One Sport. Na początku zastępowałam jedną z Sec Girls. Później spontanicznie zaproponowano mi przeprowadzanie wywiadów z zawodnikami. Próby wypadły dobrze, więc zaczęłam to robić. Dziennikarka sportowa to trochę za dużo powiedziane, ale wiem, że w tym kierunku właśnie chcę zawodowo zmierzać.
Prywatnie jesteś związana z człowiekiem, który współrządzi w One Sport, czyli Jankiem Konikiewiczem. Nie pojawiają się w związku z tym jakieś konflikty między wami?
Pracujemy razem, ale prowadzę oddzielną działalność gospodarczą i świadczę usługi firmie One Sport w odpowiednim zakresie. To nie jest nadmiernie uciążliwe. Dobrze pracuje mi się z Jankiem, bardzo mi pomaga, wiele się przy nim nauczyłam. Ma też do mnie anielską cierpliwość. Wspólna praca nam nie przeszkadza, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Mam nadzieję, że on też tak uważa.
Ok. Powiedzmy sobie szczerze, musiałaś się stać ekspertem żużlowym. Dlatego pytam, jak oceniasz współczesny speedway? Nie tylko patrząc na SEC, ale również na Ekstraligę.
Aktualnie jestem tylko w jakimś wycinku speedway'a. Wciąż uczę się nowych rzeczy i na pewno wiem dużo więcej niż kilka lat temu. Lepiej rozumiem całe zaplecze tego sportu, problemy zawodników czy organizację zawodów w tej dyscyplinie. Myślę, że współczesny speedway oprócz samego czystego sportu ma wiele do zaoferowania kibicowi. Wystarczy spojrzeć jak oprawione są mecze, ile atrakcji szykuje się za każdym razem dla kibiców. Także dostępność zawodników, sesje autografowe, spotkania z zawodnikami. Często można uzyskać podpis swojego idola, zrobić sobie z nim zdjęcie. Żużel jest sportem nazwijmy to "otwartym" dla każdego. Ponad to jest dynamicznie zmieniającą się dyscypliną to na pewno.
Czy on się zmienił przez te lata?
Zmienił się na pewno i ciągle się zmienia. Chociażby sam regulamin sportu żużlowego jest bardzo często aktualizowany. Przepisy zmieniają się w różnym zakresie od bezpieczeństwa na torze, poprzez sprzęt, na kevlarach skończywszy. Na przykład dmuchane bandy, teraz niewyobrażalne gdyby ich nie było, a obowiązek ich montowania wszedł dopiero około 2005/2006 roku. Z drugiej strony, kiedyś zawodnicy mieli też wolniejsze maszyny. Żużel zmienił się na pewno także z punktu widzenia trybun. W historii wiele jest przykładów, że zawody oglądało kilkadziesiąt tysięcy kibiców. W Chorzowie na Stadionie Śląskim w 1973 roku było podobno nawet 100 tyś osób. Teraz chyba trudniej zapełnić trybuny. Fakt, że wiele zawodów obecnie transmitowanych jest w tv i dobrze, bo dzięki temu mam pracę :-) Jednak kiedy można iść na stadion, a wybiera się transmisję telewizyjną, to tak trochę jakby polizać cukierka przez szybę. Nie te emocje, nie te wrażenia. Pamiętam, jeszcze pierwsze lata kiedy została otwarta Motoarena, te tłumy ludzi i wspaniały doping. To tworzy atmosferę. Aż ciarki przechodziły. Żużel to wspaniały sport, choć nieco specyficzny. To nie piłka nożna, która zakorzeniona jest w świadomości każdego dzieciaka. Żużel to trochę sport familijny, a zainteresowanie tą dyscypliną niejako jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Często jest tak, że niektórzy kibice mówią o tym, że na pierwsze zawody zabrał ich ojciec albo dziadek. Żużel trzeba "zaszczepić", trzeba nim "zarazić". Ale jak już się żużel pozna to się go kocha. Ja kocham. To najpiękniejszy sport.
A w Twojej rodzinie są jakieś tradycje żużlowe?
Okazuje się, że dziadek i tata śledzili ten sport, ale ja sobie tego nie przypominam. Nikt przy mnie nie mówił o żużlu. Pewnie dlatego nigdy o nim nie wcześniej słyszałam (śmiech).
Pełniłaś długo rolę podprowadzającej. Stałaś się rozpoznawalna. Potem związałaś się z Adrianem Miedzińskim. To zwracało uwagę. Czy Tobie nie wydaje się, że podprowadzające są bardziej dla kibiców, a nie dla zawodników?
To się zgadza. Zawodnicy doskonale wiedzą, na jakim polu mają stanąć. Podprowadzające pełnią swoją rolę bardziej w zakresie marketingowym, artystycznym.Dziewczyny są także w pewnym stopniu wizytówką klubu, czy tak jak Sec Girls - cyklu Mistrzostw Europy. Obecność dziewczyn na starcie to stały element zawodów. Poza tym to dobrze wygląda i o to chodzi.
No właśnie. Zawodnicy nawet nie mają szansy mrugnąć okiem do dziewczyn, bo są w kaskach.
Jestem przekonana, że zawodnik na starcie w 100% skupia się aby dobrze wystartować. Na pewno o niczym innym nie myślą. Dziewczyny raczej nie są w stanie ich rozkojarzyć.
Teraz opiekujesz się podprowadzającymi w toruńskim klubie.
Tak. Powiem szczerze, że czasem za tym tęsknię. Fajnie być podprowadzającą. To nie była praca. To była przyjemność. W dodatku mogłyśmy oglądać zawody z możliwie najlepszego miejsca na stadionie. Najbliżej tych wszystkich emocji.
Teraz jesteś lokalną celebrytką. Twoje życie bardzo się zmieniło?
Tego bym nie powiedziała i wcale siebie tak nie postrzegam. Pamiętam wiele fajnych momentów kiedy podprowadzałyśmy. Kibice prosili nas o zdjęcia, krótką rozmowę i to jest sympatyczne. Ale nie odczuwa się tego jakoś szczególnie. Kiedy dziewczyny są ubrane w równe stroje to jasne, że zwracają na siebie uwagę. W Toruniu wszyscy się znają i może po prostu kojarzona jestem z żużlem.
Ale w środowisku żużlowym przebywacie.
Nawet, jak nie ma to związku z pracą, to staram się oglądać wszystkie zawody, śledzić co się dzieje w środowisku. Żużel jest przyjemną codziennością.
Do znudzenia!
Jeszcze mi się nie znudził i cały czas odkrywam coś nowego.
Byłaś znana jako dziewczyna Adriana Miedzińskiego. Rozstaliście się i teraz jesteście kumplami? Jakie są Wasze relacje?
Bardzo dobre. Dogadujemy się świetnie. Można powiedzieć, że się kumplujemy. To bardzo fajny człowiek.
Kiedy Adrian miał ostatnio wypadek, to telewizja długo pokazywała właśnie Ciebie. Widać było na Twojej twarzy, że to przeżywasz.
Boję się strasznie wszystkich wypadków. Nie ma znaczenia, który zawodnik upadnie na tor. Bardzo to zawsze przeżywam i współczuję. Wiadomo, że z Adrianem to musi działać na mnie inaczej. Mamy trochę wspólnej historii, dlatego trzeba zrozumieć, że to nie jest tak, że wyłączam wszystkie swoje emocje. Zawsze będzie mi zależeć, żeby był cały i zdrowy. Dlatego tak wtedy zareagowałam.
Co robisz jeszcze poza żużlem?
Od pięciu lat współpracuję z firmą Eidos. Śmieję się, że dzięki tej firmie nie muszę chodzić po sklepach. Uwielbiam ich rzeczy i ich samych. To ludzie, którzy tworzą z pasją.
Czasem pozuję do sesji zdjęciowych. Od czasu do czasu zajmuję się modellingiem, ale to dla przyjemności. Zdarza mi się także wyjeżdżać na targi. Współpracuję z kilkoma firmami, które na takich eventach reprezentuję.
W Bydgoszczy ktoś Cię jeszcze rozpoznaje?
Znajomi! Bydgoszcz będę mieć zawsze w sercu, ale w Toruniu jest mi idealnie. Czuję się pół na pół torunianką i bydgoszczanką.
Rozmawiał Tomasz Kaczyński.
Chcesz być na bieżąco z informacjami z Torunia? Polub nas na Facebooku.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie