
Z Rafałem Iwańskim, muzykiem związanym z takimi projektami jak X-Navi:Et czy Voices of the Cosmos i z zespołami HATI, Innercity Ensemble, Kapital, Alameda 5, współorganizatorem festiwali muzycznych CoCArt Music Festival i Transgresje, wieloletnim animatorem lokalnej sceny muzyki awangardowej rozmawiamy o toruńskich tradycjach muzycznych oraz związkach artystów z miejscowymi astronomami - rozmawia: Dominika Węcławek
Myślisz, że Toruń wpłynął na to, jaką muzykę tworzysz?
Mieszkam w tym mieście od zawsze, wciąż pamiętam przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Byłem wtedy nastolatkiem i niewątpliwie to właśnie tamten okres mnie ukształtował. Czasy punk rockowe, tzw. nowa fala, subkultury, które wyrosły wokół tych zjawisk muzycznych…
Warto przypomnieć, że w latach osiemdziesiątych Toruń stał się jednym z najważniejszych ośrodków dla twórców muzyki postpunkowej, prawda?
To prawda, ale ja się nie załapałem na większość ważnych wydarzeń ze względu na wiek. Gdy w pierwszej połowie lat 80-tych działały takie grupy jak Bikini, Republika czy Rejestracja, a w mieście odbywały się festiwale i koncerty niesamowitych zespołów z zagranicy, jak np. Laibach czy Skeleton Crew, byłem zbyt młody, by aktywnie uczestniczyć w życiu kulturalnym. Załapałem się dopiero na okres transformacji.
Swój wolny czas dzieliłem między rodzinne blokowisko Rubinkowo, salkę prób, a klub osiedlowy Agora, gdzie występowały zespoły nowofalowe, punkowe i metalowe. Jeździłem do studenckich klubów Od Nowa i Imperial, albo do MDK na Starówce oglądać występy zespołów krajowych i zagranicznych. Sam wtedy grałem na gitarze w grupie Zabawki i koncertowaliśmy w różnych domach kultury i na festiwalach w naszym mieście, a także w regionie. Ludzie, których wtedy poznałem do dziś są moimi kolegami.
W 1992 roku przeżyłem pewną przemianę, zobaczyłem na żywo w Od Nowie zespół Atman w poszerzonym składzie z czarnoskórymi muzykami. Jeden z nich był ówczesnym wokalistą reaktywowanego zespołu Can. To doświadczenie otworzyło mnie na nowy świat dźwięków, ale dopiero kilka lat później zaowocowało konkretnie w postaci akustycznego duetu HATI, który założyłem w 2001 r. z moim kolegą ze szkoły Darkiem Wojtasiem, basistą z którym grałem w zespole Zabawki. Dużo by tu opowiadać...
Jak z obecnej perspektywy oceniłbyś przemiany, jakie zaszły na toruńskiej scenie przez ostatnie ćwierć wieku?
Podzieliłbym ten okres na kilka etapów. Pierwszy okres to burzliwe przemiany ustrojowe; polski punkrock, reggae i nowa fala miały się wtedy bardzo dobrze. Mnóstwo ludzi przychodziło na koncerty. Potem przyszedł czas dzikiego kapitalizmu, wszystko zaczęło się zmieniać i nieco kruszyć, wielu młodych ludzi z czasem odpadło. Lata 90. wspominam jako okres dynamicznego rozwoju nowej wolnej kultury, pojawiały się nowe kluby, przyjeżdżały znakomite zespoły polskie (np. Dezerter, Armia z Robertem Brylewskim, Izrael, Variété – raz nawet graliśmy z Zabawkami jako support przed nimi) i zagraniczne (np. The Varukers, Citizen Fish, Sisygambis), nigdy nie było problemu z zapełnieniem sali, czego nie można powiedzieć o sytuacji, która nastąpiła w następnej dekadzie.
Studenci chyba przestali poszukiwać i słuchać ciekawej muzyki, pojawiły się też nowe zjawiska jak hip-hop czy techno (z tego co pamiętam Scooter grał w Toruniu, podczas boomu techno, kiedy nie był jeszcze znany). W pierwszej połowie lat 90. w samym centrum Torunia powstał klub Piwnica pod Aniołem, na którego bardzo szerokiej ofercie koncertowej po prostu się wychowywałem. Tam też graliśmy w 1994 r. pierwszy, naprawdę awangardowy i eksperymentalny (a nie już nowo falowy czy post rockowy) koncert, który udało się wtedy nawet nagrać i opublikować kilka lat temu - dziś do nabycia jest w sklepie serpent.pl.
Natomiast w drugiej połowie lat 90. powstał na Starówce, w okolicy mostu drogowego rasowy punkowy klub Pilon, który istnieje do dziś. Z czasem przerodził się w miejsce otwarte również dla imprez techno. Lokal było ewenementem na mapie Polski, przynajmniej wedle przyjezdnych słuchaczy i zespołów, a grały ich tam setki i to z całego świata (wymienię te które pamiętam: Sabot, Trottel, Cress, GRZZZ). Był też miejski Dom Muz, w którym w 2003 roku graliśmy jeden z pierwszych koncertów HATI na Starówce. W latach 2000-2010 odbyły się tam koncerty takich artystów jak np. Karpaty Magiczne, Z'EV, John Butcher, Oles/Trzaska/Oleś i wielu innych, które ściągały sporą publikę (tutaj jest link do relacji z tego koncertu nagranej przez TVP Regionalną podczas pierwszej trasy HATI i Z'EV w 2006 r.:).
Niestety z czasem ten cykl zniknął, bo publiczność stopniowo bardzo zmalała.
Ostatnia 10 lat przyniosły nam natomiast takie miejsca w Toruniu jak np. kluby NRD, Lizard King, CSW, potem Kulturhauz. Jeśli chodzi o inicjatywy oddolne, ale aktywizujące jednak jakąś grupę ludzi zainteresowaną nowymi zjawiskami audio-wizualnymi to np. koledzy z zespołu Jesień prowadzą kilka ciekawych inicjatyw, m.in. cykl Małe Echo w klubie Koniec Świata. Sam również np. w latach 2011-2013 wraz z klubem Tantra prowadziłem cykl koncertów audio-wizualnych „Muzykofilia”.Dużo się dzieje...
W obecnych latach, patrząc na to, kto przychodzi na koncerty muzyki awangardowej, eksperymentalnej, jaka publiczność odwiedza np. CoCArt Festival czy serię koncertów :audioskopia: , którą prowadziliśmy z R. Kołackim w CSW w latach 2013-2015 - mogę powiedzieć, że młodzi ludzie czy studenci są w mniejszości, a w większości mamy do czynienia z publicznością, która od lat regularnie bywa na tego typu festiwalach, można powiedzieć jest dobrze zorientowana i otwarta, sporo osób przyjeżdża z regionu i innych miast w Polsce.
Dawniej studenci uczestniczyli w kontrkulturze, tworzyli ją, a dziś być może nie mają w sobie takiej otwartości i fermentu twórczego.
Sporo ludzi zawsze krążyło też między Toruniem a Bydgoszczą, a w ostatnich latach zjawisko to nasiliło się w środowisku muzycznym – co jest według mnie bardzo dobrym zjawiskiem.
Skoro już wspominasz o tej zależności - mam wrażenie, że na polu artystycznym między obydwoma miastami możemy mówić raczej o współpracy twórczej niż konkurencji?
Można chyba powiedzieć, że między Toruniem a Bydgoszczą następował swego rodzaju brak współzależności kulturowej - raz w jednym mieście scena rozwijała się bardziej dynamicznie (Toruń w latach 80.), raz w drugim (Bydgoszcz w latach 90. ). Na przykład gdy w Toruniu nowa fala się nieco wypaliła a potem upadła, w Bydgoszczy zaczynał działać ruch yassowy.
Ja miałem to szczęście, że już jako dwudziestolatek jeździłem do Bydgoszczy do Mózgu na świetne koncerty, które zapewne miały jakiś wpływ na moją dalszą drogę twórczą.
W tej chwili poza działaniem solo i współpracą z Rafałem Kołackim w ramach HATI, czy festiwalu CoCArt, twoje muzyczne projekty powstają właśnie z połączenia energii oraz muzycznych światów Torunia i Bydgoszczy. Z tego drugiego miasta pochodzi na przykład tegoroczny laureat Paszportu Polityki, Kuba Ziołek, z którym masz okazję tworzyć kilka projektów...
Z Kubą Ziołkiem właściwie było tak, że przyjechał do Torunia, gdzie studiował tu na UMK. Okazało się, że gra i nagrywa z moimi znajomymi, m.in. perkusistą z czasów „punkowych” czyli początku lat 90. - Robertem „Pastą”, z którym wtedy też miałem okazję grać, oraz z Mateuszem Jagielskim, gitarzystą, absolwentem Wydziału Sztuk Pięknych, który obecnie tworzy solowo jako Matowy. Razem z Kubą przybył Łukasz Jędrzejczak – grający obecnie na instr. elektronicznych w Alameda 5 i T'Ien Lai. Ich kwartet łączył w sobie zatem energie toruńską i bydgoską, a nosił nazwę Tin Pan Alley. Gdybyśmy z Rafałem Kołackim nie zostali przez nich zaproszeni na próby w Toruniu i sesję nagraniową w Bydgoszczy (dogrywaliśmy instrumenty perkusyjne w kilku utworach), najpewniej nasza muzyczna kariera potoczyłaby się zupełnie innym torem – zapewne nie powstałby kolektyw Innercity Ensemble, platforma na której narodziły się potem zespoły Kapital, Alameda 5, nowe wcielenie T'ien Lai.
Innym tropem w twojej muzyce jest wątek kosmiczny. Gdyby nie obserwatorium astronomiczne w Piwnicach pod Toruniem, nie wpadłbyś na pomysł, by wykorzystywać nagrania pulsarów czy Słońca we własnych utworach?
Faktycznie, w moim solowym projekcie X-Navi:Et można odnaleźć chyba echa oddziaływania toruńskiego środowiska naukowego. A jeszcze bardziej oczywiste jest to w duecie Voices of the Cosmos, założonym razem z Wojciechem Ziębą (Electric Uranus) w 2009 r., z którym nagraliśmy dwa albumy i zagraliśmy szereg koncertów audio-wizualnych, głównie w placówkach naukowych na terenie całego kraju. Gdybyśmy nie spotkali jednak Sebastiana Soberskiego, niejako trzeciego członka Voices of the Cosmos, radioastronoma z Centrum Astronomii UMK, obecnie kierownika Planetarium i Obserwatorium Astronomicznego w Grudziądzu, nasze muzyczne kierunki nie poszły by w te rejony tak stanowczo. Jest strona internetowa poświęcona temu projektowi naukowo-artystycznemu, na której można znaleźć szereg ciekawych informacji.
Ciekawe jest to, że działania, które realizuje od lat chociażby Instytut B61 - parateatralne, performatywne, oraz ogólnie te pozostające w kontrze i awangardzie, nie tylko artystycznej, powstawały często właśnie bliżej kręgu ludzi nauk ścisłych. Na przykład miejscowi astronomowie po okresie stanu wojennego założyli w Toruniu nielegalną rozgłośnię i zakłócali w stanie wojennym sygnał telewizyjny nadawany przez rządową propagandę. Innym znakiem wpływów astronomicznych jest też festiwal światła Skyway, który kilkakrotnie na różne sposoby podejmował wątki kosmiczne czy astronomiczne w kontekście sztuki audio-wizualnej.
Ty także działasz kilkutorowo, choć zawsze bliżej muzyki. Wraz z Rafałem Kołackim przy wsparciu toruńskiego CSW organizujecie od lat festiwal CoCArt - w marcu czeka nas już ósma edycja tej imprezy. Co planujecie?
Plan jest taki by ten festiwal miał wysoki poziom artystyczny i przyciągał nowe rzesze słuchaczy. Współpraca z zagranicznymi instytucjami takimi jak Austriackie Forum Kultury czy Pro Helvetia sprawia, że możemy zapraszać interesujących artystów z różnych regionów Europy, a nie głównie z Polski. Dzięki temu festiwal utrzymuje od samego początku status imprezy międzynarodowej. W tym roku planujemy powrót do tradycji audiowizualnych, które dominowały podczas pierwszych edycji festiwalu w latach 2008-2011. W ostatnich latach większy nacisk kładliśmy na samą warstwę muzyczną, tymczasem w ramach ciągłego doskonalenia formuły festiwalu, doszliśmy znowu do idei łączenia audio z wideo. Zapowiada się, że pierwszy dzień będzie stricte muzyczny, a drugi dzień będzie prawie całkowicie audiowizualny.
Przy okazji dodam też, że razem z Przemkiem Wyciechowskim szykuję 2. edycję festiwalu Transgresje. Pierwsza edycja tego rozbudowanego artystycznie festiwalu, realizowana pod kryptonimem „Bunt maszyn”, udała się bardzo dobrze. Tym razem hasłem spinającym program będą „Szepty i krzyki”, czyli skupimy się na ludzkim głosie.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie