
Straż Miejska budzi wiele kontrowersji w naszym kraju. Ma swoich zwolenników i przeciwników. Do tej drugiej grupy na pewno zalicza się Oskar Kwasiński. Młody student prawa, który chce pomagać torunianom w konfliktach z municypalnymi.
Oto Toruń: Mieszkańcy Torunia są na co dzień krzywdzeni przez Straż Miejską niesłusznymi mandatami?
Oskar Kwasiński: Nie wiem, czy pokusiłbym się o tak radykalne stwierdzenie, jakoby wszyscy mieszkańcy Torunia byli krzywdzeni przez Straż Miejską (chyba, że mielibyśmy na myśli to, iż to właśnie z naszych pieniędzy – mieszkańców utrzymywana jest ta zupełnie zbędna w mojej i nie tylko mojej ocenie, służba). Jednakowoż na pewno wiele takich osób, które ów bezpośredniej krzywdy doznały, jest. I owszem – są oni krzywdzeni przez funkcjonariuszy SM nie tylko niesłusznymi mandatami karnymi, ale także, a może i przede wszystkim, w wielu przypadkach skandalicznym, na wskroś nieprofesjonalnym zachowaniem strażników – sam znam bardzo wiele takich przypadków opowiedzianych mi przez moich licznych znajomych.
Czy to ze względu na niskie kompetencje strażników?
Akurat o rażąco niskich kompetencjach toruńskich strażników miejskich można by pisać książki, ba, całe opasłe tomy. Podwładni Pana mgr. Mirosława Bartulewicza, jak sam miałem okazję się przekonać, nie tylko nie znają przepisów prawa, na podstawie których przeprowadzają czynności mandatowe, myląc artykuły Kodeksu wykroczeń, Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi czy też Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, z których zapamiętaniem nie miałoby większego problemu dziecko w wieku wczesnoszkolnym. Co więcej – toruńscy strażnicy miejscy przede wszystkim nie znają obowiązujących ich norm prawnych określających bezpośrednio ich profesję – mowa tutaj oczywiście o Ustawie o strażach gminnych. Mało który obywatel ma świadomość faktu, iż strażnik miejski powinien, rozpoczynając interwencję, najpierw przedstawić się z imienia i nazwiska, a także (wyłącznie jednak na wyraźne żądanie osób, wobec których dana interwencja jest przeprowadzana) okazać legitymację służbową. Moje osobiste doświadczenie pokazuje, iż sami funkcjonariusze również tego nie wiedzą… Poza tym strażnicy mają również, wynikający z art. 27 Ustawy o strażach gminnych, obowiązek, powtarzam i podkreślam, ustawowy obowiązek (nie możliwość), przestrzegania prawa, poszanowania godności obywateli, czy zachowania się z uprzejmością i życzliwością wobec obywateli. O tym przedstawiciele zawodu, o którym mowa, również w naszym mieście zapominają, bądź (co wydaje się bardziej prawdopodobne) w ogóle nie mają pojęcia.
Największy chaos ma miejsce, jeśli chodzi o samo wypisywanie mandatów karnych, która to czynność jest przeprowadzana w sposób strasznie nieczytelny, często z niewłaściwą (wynikającą z wcześniej przeze mnie wspomnianej nieznajomości prawa) kwalifikacją prawną czynu. To jest skandal. W obliczu takiego stanu rzeczy – w którym, w rozlicznych przypadkach strażnicy traktują obywatela na równi ze zwierzęcymi fekaliami, wykorzystując fakt tego, iż obywatele zazwyczaj znają prawo jeszcze mniej niż oni sami, a co kluczowe – niestety o swoje prawa nie walczą, należałoby się zastanowić dogłębnie co, a może kto jest za taką sytuację odpowiedzialny? Otóż w mojej opinii kierownictwo Straży Miejskiej w Toruniu jest stanowczo zbyt liberalne wobec swoich podwładnych, zbyt pobłażliwe i niedokładne w swoich działaniach. Gdyby w mojej jednostce dochodziło do takich naruszeń, kazałbym się nauczyć moim pracownikom Ustawy o strażach gminnych i wszelkich innych aktów prawnych związanych z ich codziennymi obowiązkami służbowymi na pamięć co do każdego przecinka, kropki i paragrafu, odpytując ich na wyrywki na każdej odprawie. Funkcjonariusze mojej jednostki, posługując się starym przysłowiem, „chodziliby, jak w szwajcarskim zegarku”, tak, aby obywatelom przede wszystkim służyć i to w taki sposób, aby ci nie mogli mieć im niczego do zarzucenia.
Ludzie chyba w ogóle nie mają świadomości, że z karą można dyskutować?
Odpowiadając na zadane przez Państwo pytanie, należałoby się skupić na problemie ogromnie rachitycznej świadomości prawnej obywateli naszego kraju, nad czym głęboko ubolewam. Pozwolę sobie w tym miejscu na posłużenie się bardzo dobrym przykładem rodem ze Stanów Zjednoczonych. Wiecie Państwo, jaka jest różnica między Janem Kowalskim, a Johnem Smithem, kiedy zarówno pierwszy, jak i drugi spowodują wypadek samochodowy w ruchu drogowym? Taka, że pierwszą czynnością jakiej dokona Mr. Smith, jeszcze przed zawiadomieniem służb ratunkowych, będzie telefon wprost z miejsca zdarzenia do swojego prawnika, którego to numer ma na stałe wpisany w swoją listę kontaktów i oznaczony gwiazdką. Natomiast Pan Kowalski do żadnego prawnika nie zadzwoni, ba, coś takiego nawet nie przejdzie mu przez myśl. Za to najprawdopodobniej zgodzi się on od razu składać zeznania i przyznać rację sugestiom podsuwanym przez prokuratora, rozkładając ręce na boki i z żalem w głosie nad własnym losem, mówiąc: „Co ja mogę?” Przykład powyższy obrazuje, jak słabo wygląda u nas świadomość prawna obywateli – tego, co mogą, a czego nie, co im się należy, a co nie i jakie dokładnie mają prawa. Polacy wciąż, zamiast iść po pomoc do profesjonalnych pełnomocników prawnych, zawczasu, kiedy można ich jeszcze z opresji uratować, wolą żyć w przekonaniu, że „przecież jakoś to będzie”, a wtedy, kiedy często już nic nie da się zrobić i jest za późno, wołają o pomoc. W naszej Ojczyźnie wciąż pokutuje przekonanie, iż lepiej jest odpuścić, „machnąć ręką” – przekonanie w mojej opinii bardzo niewłaściwe, ponieważ musimy pamiętać o tym, iż dopóty dopóki damy sobie pluć w twarz, ta twarz będzie bez skrupułów opluwana i gwarantuję, że nie zmieni tego ani dobry Bóg, ani los, ani karma. Jedyną drogą wyjścia z takiej sytuacji jest zdeterminowana i twarda walka o swoje prawa, do czego gorąco namawiam i zachęcam. Poza tym, proszę zauważyć, iż mamy wciąż ogromny problem społeczny jeśli chodzi o państwo prawa, świadomość obywatelską i demokrację liberalną.
Ludzie nie wierzą w to, że cokolwiek mogą (a mogą), że cokolwiek da się zdziałać (a da się), przez co nie chcą uczestniczyć aktywnie w życiu swojego państwa, czego przykładem jest nadal stosunkowo niska frekwencja w wyborach prezydenckich, czy parlamentarnych.
Dlaczego ludzie mają Panu uwierzyć i powierzyć swoje mandaty i sprawy?
Tworząc, a następnie publikując moje ogłoszenie na temat udzielanej przeze mnie zupełnie darmowej pomocy prawnej, nie zakładałem, ani nie zakładam, iż ktokolwiek po moją pomoc się zgłosi (mimo, iż bardzo bym tego chciał). Pragnę podkreślić, iż jestem studentem prawa, a nie wykwalifikowanym prawnikiem – adwokatem, lub radcą prawnym świadczącym swoje usługi odpłatnie w ramach prowadzonej działalności gospodarczej. Osoba, która nawiąże ze mną swojego rodzaju współpracę, chociaż trafniejszym byłoby tutaj określenie „zawoła o pomoc”, bierze wyłącznie na siebie ryzyko potencjalnie nie do końca trafnej pomocy prawnej z mojej strony. Z racji faktu, iż, co pozwolę sobie powtórzyć, jestem osobą wciąż uczącą się na studiach i wciąż wielu rzeczy nie wiem, nie jestem w stanie nikomu zagwarantować w pełni rzetelnej rady. Nie podejmę się też, wbrew, być może, potencjalnym oczekiwaniom mieszkańców, każdej sprawy związanej z interwencją Straży Miejskiej – mowa tutaj oczywiście o sprawach ewidentnych wykroczeń, które da się udowodnić ukaranym i słusznie wymierzonych mandatów karnych w tych sprawach. Poza tym mam też istotne ograniczenia czasowe oraz wiele innych obowiązków na co dzień – choćby przez wzgląd na to, o ile spraw będzie napływać dużo, nie omieszkam ich dokładnie selekcjonować wedle własnego, subiektywnego uznania. Jedyne, co mogę zagwarantować na dzień dzisiejszy to moja uczciwość, szczere pragnienie niesienia pomocy osobom pokrzywdzonym przez SM oraz dołożenie wszelkich starań, aby darowana przeze mnie pomoc była jak najbardziej fachowa. Jeżeli ktoś, po przeczytaniu powyższego, zechce obdarzyć mnie zaufaniem, już dziś zapraszam. A jeśli ktoś uzna, iż to, o czym mówię jest niewystarczająco dla niego atrakcyjne, to cóż… i tak życzę powodzenia z całego serca.
Czy wcześniej sam Pan został nieprawidłowo ukarany i rozstrzygnął sprawę na swoją korzyść?
Tak, razem z moim kolegą zostaliśmy ukarani mandatami karnymi za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Nadmienię, iż zostaliśmy ukarani, choć kary mogliśmy uniknąć, mandatów nie przyjmując i licząc na to, iż dowody z monitoringu miejskiego okażą się dla sądu orzekającego w naszej sprawie niewystarczająco rzetelne, opierając tym samym swoją całą linię obrony właściwie wyłącznie na tym, jednak, bądź co bądź, dość wątpliwym założeniu. Naszej decyzji o przyjęciu kary towarzyszyło wiele, składających się na całokształt sytuacji, okoliczności – to, że razem z moim kolegą zostaliśmy ukarani w jakikolwiek sposób po raz pierwszy w życiu i sytuacja ta wywołała u nas dużo stresu, a nade wszystko to, w jaki sposób strażnicy legitymujący nas przeprowadzali swoje czynności służbowe – w sposób ordynarny i wręcz ohydny. Spisywało nas wtedy dwóch funkcjonariuszy, obydwoje niezadbanych i nieogolonych i już przez samo to plamiących swój mundur. Żaden nie pokwapił się, aby się przedstawić. Jeden z funkcjonariuszy zaczął na nas bezzasadnie krzyczeć i straszyć postępowaniem sądowym, próbując za wszelką cenę wyegzekwować od nas zgodę na przyjęcie mandatu, bez względu na jakiekolwiek okoliczności faktyczne, które próbowaliśmy przedstawić, przemawiające na naszą korzyść, które mogłyby skutkować jedynie zastosowaniem wobec nas pouczenia. Drugi ze strażników, w toku późniejszej polemiki z nami, która wywiązała się w trakcie interwencji, zaczął mylić elementarne prawo materialne z prawem procesowym, które daje asumpt ku temu, aby nas ukarać. Nadmienię,iż mandaty karne zostały wypisane w taki sposób, iż problemy z doczytaniem się do tego miał nawet później sam Mirosław Bartulewicz. Po ostrzejszej wymianie zdań między nami, strażnicy poszli dalej. Jednakże postanowiliśmy z kolegami (ponieważ było nas razem pięcioro) nie zostawić sprawy w ten sposób. Następnego dnia odwiedziłem Komendanta Straży Miejskiej osobiście i przeprowadziłem z nim rozmowę. Z przykrością muszę stwierdzić, iż Pan Bartulewicz okazał się zatwardziałym apologetą swoich podwładnych, powtarzając, jak mantra, iż „jako służba Straż Miejska ugruntowała sobie przez 25 lat swojego istnienia istotną rolę w strukturze ochrony bezpieczeństwa publicznego”, odpowiadając na moje zarzuty tym, iż „przedstawiam jedynie stereotypy nt. strażników miejskich propagowane przez media”, sugerując mi tym samym, iż to co mówię, wyssałem sobie z palca. Szef toruńskiej SM rzekł również na poparcie swojego zdeterminowanego, nieobiektywnego stanowiska, iż wg jakichś bliżej nieokreślonych statystyk „ufa im 21 tysięcy mieszkańców”. Biorąc pod uwagę, iż Toruń w okresie akademickim liczy ok. 210 tysięcy mieszkańców, zaufanie do Straży Miejskiej w naszym mieście wynosi zaledwie 10 %. Proszę sobie zatem wyobrazić, iż macie Państwo dziesięcioro dzieci, a tylko jedno z ich Państwu ufa. Szczególnie „zabawnie” jawi się taki stan rzeczy, jeśli by wziąć pod uwagę, iż to dziecko ma ponad 70 lat, a w przerwie pomiędzy jednym spacerem z psem, a drugim na osiedlowym trawniku, zabijając nudę, jaką serwuje życie na emeryturze, zastanawia się, na którego to sąsiada można donieść i za co. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy się razem z kolegami złożyć oficjalną skargę na piśmie do Komendanta Straży Miejskiej. Skarga została prawie w całości odrzucona, a przedstawiony w oficjalnej odpowiedzi od Komendanta stan faktyczny, zapewne opowiedziany mu przez jego rzeczonych podwładnych, okazał się kłamliwy i to zabolało nas najbardziej. Sprawa jeszcze się toczy, a my nie złożyliśmy broni, wbrew zapewne oczekiwaniom strażników miejskich, z których rąk doznaliśmy krzywdy. Nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, jednakże mogę zapewnić, iż nasza sprawa stanie się wkrótce przedmiotem osobnego postępowania przed Wojewodą Kujawsko-Pomorskim. Na pewno będziemy jeszcze walczyć. Walka ów będzie miała wymiar, przynajmniej z mojej osobistej strony, długofalowy, ponieważ nie spocznę dopóki Straż Miejska w Toruniu zostanie całkowicie zlikwidowana i poprzysięgam to już dziś.
Dlaczego w ogóle Pan zaczął pomagać ukaranym mieszkańcom i to w dodatku zupełnie za darmo?
Pomagać jeszcze nie zacząłem; na razie dałem jedynie ogłoszenie, z którego, kto wie… być może ktoś wkrótce skorzysta. Ukaranym mieszkańcom zamierzam pomagać, ponieważ jestem człowiekiem, który mówi to, czego nie powiedział wcześniej żaden inny człowiek: „DOŚĆ!” Dość nieprzestrzegania prawa przez tych, którzy przestrzegania prawa sami powinni strzec, dość łamania praw obywatelskich, dość niesprawiedliwości i bezprawia. Przez takich ludzi, jak m.in. strażnicy miejscy w Toruniu, Temida dziś jawi się, jako bogini z krwawiącym łonem pozbawiona czci. Aby zrozumieć moją misję, mój cel należy wpierw pojąć, iż ja nie walczę ze Strażą Miejską; walczę z chorym systemem, z „państwem w państwie”, z bylejakością ochrony naszego życia i zdrowia. Walczę, aby ci którzy mają strzec bezpieczeństwa mojego i moich bliskich, naprawdę to robili. Walczę, aby nie dochodziło już więcej do sytuacji, w której para funkcjonariuszy Straży Miejskiej, czy Policji, widząc trzech rosłych, wysportowanych, młodych mężczyzn bijących bezlitośnie w ciemnym zaułku czwartego, bezbronnego słabego człowieka, bierze głowy w drugą stronę i idzie obojętnie dalej, argumentując później, iż „za takie marne grosze nie będzie się narażać”. A co mnie to obchodzi, ile płacą w Policji, czy Straży Miejskiej? Ochrona najważniejszych wartości, jakimi są zdrowie i życie ludzie, także z narażeniem własnego zdrowia i życia, to obowiązek przedstawicieli służb mundurowych przeze mnie wymienionych! Obowiązek! I nie obchodzi mnie to, czy komuś takiemu płaci się 10 tysięcy złotych, tysiąc, czy sto złotych miesięcznie. To nie ja ustalam wysokość płac. Ja za to płacę swoje podatki, aby czuć się bezpiecznie i komfortowo na ulicach miast swojego kraju i nie proszę, a kategorycznie żądam, by ochronę tę mi zapewniono na należytym poziomie. Wg statystyk UNICEF każdego roku na świecie z powodu niedożywienia umiera 5 600 000 dzieci! A to oznacza, że kiedy, za jakieś parę minut skończymy ten wywiad, na świecie straci życie kolejne kilkadziesiąt niewinnych istnień ludzkich – tych najbardziej niewinnych i bezbronnych – dzieci. Jednakże my, zamiast wspierać, szczególnie finansowo, rozwiązywanie problemu globalnego głodu, jesteśmy zmuszani do marnotrawienia swoich ciężko zarobionych pieniędzy na funkcjonowanie takich służb, jak Straż Miejska i to tylko dlatego, że paru panów w garniturach z Rady Gminy postanowiło, że mieszkańcy ich miasta „mają za dużo pieniędzy”, więc mogą sponsorować nie tylko życie strażnikom miejskim, ale także nabijać kabzę samym lokalnym politykom samorządowym przez spłacanie, w wielu przypadkach niesłusznie wystawionych, mandatów karnych, wpłacając pieniądze na konto Urzędu Miasta. Dlaczego mam zamiar pomagać za darmo? Dlatego, że nie zależy mi na pieniądzach. Zależy mi jedynie na dwóch rzeczach – na sprawiedliwości i na ostatecznym upadku Straży Miejskiej w Toruniu, do czego, powtarzam, będę zaciekle dążył.
Jak można się z Panem skontaktować lub spotkać?
Można się ze mną skontaktować poprzez mój profil na Facebooku, wysyłając do mnie wiadomość prywatną, którą na pewno odczytam w aplikacji Messenger. Drugą drogą jest wysłanie do mnie wiadomości mailowej na mój adres poczty elektronicznej: [email protected] . Celowo nie podaję mojego nr telefonu komórkowego, ani adresu zamieszkania, dlatego, iż bardzo cenię sobie swoją prywatność.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
gratuluję odwagi! brawo!
A czego Pan się spodziewał pijąc alkohol w miejscu publicznym? Oklasków? Skoro jest Pan prawnikiem to powinien Pan wiedzieć,że jest to wykroczenie. Dziękuję bardzo za poradę nawet darmową takiego prawnika,który nie zna podstaw prawa! Żenada ????